„Ale śnieżyca” – książkowe recenzje dla dzieci i rodziców

Książkowe recenzje dla dzieci i rodziców

Ale śnieżyca! Mamy dzisiaj dla Was kochani kilka zimowych propozycji książkowych!

Czy widzicie, co się dzieje za oknem? Taki otulony białą kołderką świat wygląda co najmniej bajkowo. I zdecydowanie książkowo. W taka pogodę mamy ochotę wskoczyć w śnieg, poszusować na nartach i obrzucać się śnieżkami. No i nie możemy zapomnieć o bałwanie. A jeśli rozpada się na dobre i dopadnie nas śnieżyca w środku lasu? No cóż, „nie możemy przejść nad nią, nie możemy przejść pod nią. O nie! Musimy przejść przez nią!” Kiedy potężna, mroźna śnieżyca staje nam na drodze musimy się z nią odważnie zmierzyć, jak dzieci z książeczki Michaela Rosena z ilustracjami Helen Oxenbury pod tytułem „Idziemy na niedźwiedzia”. Ta króciutka, niezwykła książeczka w konwencji wyliczanki – rymowanki zachęca do rodzinnej zabawy w towarzystwie bohaterów, którzy odważnie wyruszają „na niedźwiedzia” i muszą pokonać wiele przeszkód na swojej drodze: wysoką trawę, zimną rzekę, lepkie, grząskie błoto i wielki, ciemny las. No i śnieżycę. A za tymi wszystkimi trudnymi do przebycia przeszkodami czai się w jaskini wielki niedźwiedź, który puści się za nimi w pościg. Ale na szczęście powrotną drogę przebywa się znacznie szybciej, a na końcu zawsze można schować się głęboko pod kołdrę, gdzie jest ciepło i bezpiecznie. Poszczególne fragmenty w książce są oddzielone frazami dźwiękonaśladowczymi, które mogą być znakomitą inspiracją do zabawy z najmłodszym członkiem rodziny. Całość dopełniają delikatne ilustracje, na przemian kolorowe i czarno- białe, które budują ciepły i rodzinny klimat. Książkę „Idziemy na niedźwiedzia” można znaleźć w Oddziale dla Dzieci w dwóch formatach: małym ze sztywnymi kartkami z półki „Miejsce Malucha” oraz w dużym z miękkimi stronami, przeznaczonym dla przedszkolaków.

Michael Rosen, Helen Oxenbury Idziemy na niedźwiedzia

Tłumaczenie: Maciej Byliniak

Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2015

No dobrze, to była tylko zabawa. A jeśli naprawdę znajdziemy się w środku zaśnieżonego lasu i podczas wędrówki albo narciarskiej wyprawy wpadniemy do czyjejś nory i utkniemy w niej na dobre? Tak jak Ronja z książki „Ronja córka zbójnika” Astrid Lindgren. Biedna Ronja! W drodze powrotnej do domu, po ciężkim dniu spędzonym na ubijaniu trasy w śniegu, podczas zjeżdżania w dół zbocza „nagle najechała na próg, który pokonała skokiem, ale zgubiła przy tym jedna nartę, a jej stopa przebiła warstwę śniegu i wpadła w głęboką jamę. (…) Z głębi jamy doszło ją jakieś mamrotanie…” To Pupiszonki, małe, sepleniące leśne stworki, ubolewały nad tym, że Ronja zniszczyła ich dom. Pupiszonki są naprawdę urocze, szczególnie jak powtarzają pod nosem „Cemu una tak lobi?” a potem z entuzjazmem pokrzykują „Mały Pupisonek dobze się kołysa!” po tym, jak zrobiły z nogi Ronji kołyskę. Opowieść o Ronji to chyba najlepsza powieść Astrid Lindgren, w której autorka starannie skonstruowała cały niezwykły świat ze zbójnickim zamkiem pękniętym na dwie części w burzową noc, niesamowitym tajemniczym lasem pełnym leśnych istot i głębokiego piękna, którym zachłystuje się główna bohaterka podczas swoich odkrywczych wypraw. Jest to opowieść również o przyjaźni i miłości, o dorastaniu i trudnych emocjach, z którymi czasem musi uporać się rodzina. O wolności i pokonywaniu niebezpieczeństw. O rozwiązywaniu konfliktów i mierzeniu się z problemami. I o tym, że świat nie jest czarno- biały. Mądra, piękna, wciągająca lektura dla starszych dzieciaków i do wspólnego czytania z rodzicami. Uwaga! Wzrusza.

 

Astrid Lindgren Ronja córka zbójnika

Tłumaczenie: Anna Węgleńska

Ilustrowała: Ilon Wikland

Nasza Księgarnia, Warszawa 1985

Jeśli śnieg to również sanki. Ale okazuje się, że nie każdy lubi zjeżdżać na sankach… W rozdziale „Z górki” z książki „Żabek i Ropuch przez cały rok” Żabek usilnie namawia Ropucha na wyjście z łóżka i wspólną zabawę na śniegu. Z marnym skutkiem – jazda na sankach kończy się głośnym bum! I wielkim łup! Wcześniej Ropuch cieszy się zjeżdżaniem z górki tylko dlatego, że wydaje mu się, że Żabek siedzi za nim na sankach i gdy tylko orientuje się, że jedzie sam, to traci całą pewność siebie i katastrofa gotowa. Coś Wam może to przypomina? Uczyliście się jeździć na przykład na rowerze? Pamiętacie ten moment kiedy orientujecie się, że mama wcale nie trzyma roweru, a Wy … aaa! … jedziecie sami i… właśnie: czasem wtedy jest wielkie bum. Ale może częściej udaje Wam się zachować równowagę i wtedy to naprawdę tylko gratulować. Dla takiej chwili warto próbować. Ale niestety Ropuch zniechęcił się skutecznie i niezadowolony wrócił do domu. Książki z serii o Żabku i Ropuchu w przekładzie Wojciecha Manna potrafią rozbawić do łez; prostota tych historyjek, poczucie humoru i ilustracje autora tworzą niezapomniane portrety dwojga bohaterów, których perypetie – zwykłe, codzienne przygody – weszły do kanonu literatury dla dzieci.

Arnold Lobel Żabek i Ropuch przez cały rok

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016

Gdy przemarznięci i zasypani śniegiem po długim spacerze wracamy do domu i chwilowo mamy dość zimna, zatęsknimy za latem i „komorebi”, możemy zwinąć się w kłębek w „abditory” i żeby zapomnieć o dniach „brumous”, na chwilę staniemy się „nefelibata” i poczujemy „fernweh”, to możemy oczywiście wybrać się w podróż po literaturze; pamiętajmy tylko, żeby nie przedobrzyć i nie wpaść w pułapkę „tsundoku”! Trochę trudno zrozumieć? Spokojnie, tłumaczenie tych i innych niezwykłych wyrazów znajdziecie w książce „Innymi słowy” Yee – Lum Mak z ilustracjami Kelsey Garrity- Riley i w tłumaczeniu Michała Rusinka wraz  z Kubą Rusinkiem (lat 14). Książka w sam raz na zimowe leniwe popołudnia. No dobrze, żeby rozjaśnić trochę sytuację, podam (amatorskie) tłumaczenie tego zawiłego zdania:

Gdy przemarznięci i zasypani śniegiem po długim spacerze wracamy do domu i chwilowo mamy dość zimna, zatęsknimy za latem i światłem słonecznym przesianym przez liście drzew (komorebi), możemy zwinąć się w kłębek w miejscu, w którym możemy się schronić (abditory) i żeby zapomnieć o szarości chmur i zimowych dni (brumous), na chwilę staniemy się tym, kto chodzi z głową w chmurach i bujają w obłokach (nefelibata) i poczujemy pragnienie podróży i zwiedzania odległych miejsc (fernweh), to możemy oczywiście wybrać się w podróż po literaturze; pamiętajmy tylko, żeby nie przedobrzyć i nie wpaść w pułapkę kupowania, gromadzenia i nieczytania książek!

Yee-Lum Mak, Kelsey Garrity-Riley Innymi słowy. Niezwykłe słowa z różnych stron świata

Tłumaczenie: Michał Rusinek, 

Współpraca: Kuba Rusinek (lat 14)

Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2018

Na zakończenie listy proponuję sięgnąć po niewielką książeczkę „Tata w sieci”  Philippe’a de Kemmeter. To dobra lektura dla, którzy spędzają długie godziny w Internecie – czyli ostatnimi czasy właściwie dla wszystkich… tytułowy tata pingwin jest tak pochłonięty nadmierną aktywnością w sieci, że traci kontakt z otoczeniem, co jest przyczyną roztargnienia i ochłodzenia kontaktów z bliskimi. Pochłoniętego wirtualną rzeczywistością tatę spotyka nieprzyjemna przygoda z krą lodową w tle, w czasie której nasz bohater przekonuje się jak cenne są realne znajomości…

Philippe de Kemmeter Tata w sieci

Muchomor, Warszawa 2016

No cóż, chyba tyle propozycji książkowych dla dzieci na razie wystarczy. Lepiej czas wolny spędzić na śniegu. Po te oraz inne tytuły zapraszamy – jak zawsze – do Oddziału dla Dzieci.

Przygotowała: Bibliotekarka Kasia / Oddział dla Dzieci

Źródło ilustracji: http://www.lubimyczytac.pl

Scroll to Top