RECENZJA AnKas: Dzikie róże...
Deb Caletti „Dzikie róże” („Wild Roses”), Wydawnictwo: Egmont Polska, Warszawa 2007
Czym jest twórczość artystyczna? Czy talent to błogosławieństwo, czy może przekleństwo? Gdzie kończy się geniusz, a zaczyna szaleństwo? Te właśnie pytania nurtowały mnie podczas lektury powieści Deb Caletti „Dzikie róże”.
Powieść pisana jest z perspektywy nastolatki – Cassie Morgan – dorastającej w rodzinie o artystycznych inklinacjach. Matka – wiolanczelistka. Ojczym – wybitny kompozytor i wirtuoz skrzypiec. Ona sama nie interesuje się muzyką. Rozmiłowana w astronomii Cassie jest wnikliwą obserwatorką nie tylko ciał niebieskich, ale również swojego ojczyma. Ocenia go bardzo krytycznie.
Kim jest maestro Dino Cavalli? Z jednej strony to podziwiany przez świat muzyczny wirtuoz. To muzyk, którego kompozycje bywają mroczne i nieokiełznane, ale kryje się w nich również bezgraniczna harmonia. Cóż z tego, kiedy od lat Cavalli niczego nie skomponował. Karmi się i delektuje minioną sławą. Pewnego dnia otrzymuje propozycję występu. Koncert ma obejmować stare i nowe utwory, które wyszły spod pióra Cavallego. Czas mija, a kompozytor odczuwa niemoc twórczą. Blokuje go dążenie do perfekcji. Presja czasu i oczekiwania wycieńczają Cavallego psychicznie. Zaczyna stopniowo popadać w paranoję.
I druga twarz mistrza. Prywatnie Dino Cavalli jest zapatrzonym w siebie megalomanem, który całkowicie zdominował swoją rodzinę. Wszystko kręci się wokół niego i jego twórczości. Podczas komponowania życie rodzinne zamiera. Nic nie może zakłócić ciszy, w której rodzi się dźwięk. „Dzikie róże” to bowiem nie tylko powieść o „demonach artysty” i zmaganiu się z kryzysem twórczym. To również studium rodziny, której trudno żyć obok wybitnej jednostki. Geniusz bywa bezwzględny i niszczycielski nie tylko dla osoby nim obdarzonej, ale również dla najbliższego otoczenia. To jakby splot kreacji i destrukcji.
Kolejna odsłona portretu artysty: Cavalli – mitoman. Starannie komponuje swą biografię ukrywając tragiczne przejścia. Wypierając traumę buduje idylliczny obraz dzieciństwa spędzonego w maleńkiej osadzie we Włoszech.
„Dzikie róże” to także powieść o młodzieńczej miłości. Jej narodzinach, rozwoju; pierwszych upadkach i wzlotach. Miłość Cassie do Iana, ucznia Cavallego, rodzi się powoli; zderza z przeszkodami. W historii uczucia nie brakuje wątków dramatycznych – jak przykładowo dylemat Iana… Co wybrać: miłość, czy muzykę.
I na koniec. Rzecz jasna nie jest to powieść na miarę „Doktora Faustusa” Tomasza Manna, gdzie występuje analogiczna – choć podana w dużo bardziej intelektualnej formie – problematyka. Warto ją jednak przeczytać. Niewątpliwym atutem książki jest humor, z jakim została napisana. Dramatyzm wątków splata się tu z ironicznym komentarzem nastolatki, krytycznie oceniającej rzeczywistość.
Powieść Deb Caletti uważam za godną rekomendacji również z innego powodu. Autorka pozostawia otwarte zakończenie, które każdy z Czytelników może skomponować na własny sposób.
Poleca: AnKas z Filii Luszowice