Zakładka literacka – Niepokorna natura i inne opowiadania, rozdział 4: Wilk bieszczadzki
Zapraszamy do naszej Zakładki Literackiej i książki „Niepokorna natura i inne opowiadania”. Dzisiaj kolejny kolejny rozdział opowieści o Jagodzie, Zuzce i Ance oraz ich Psie. Tym razem część rodziny wybrała się na wycieczkę w Bieszczady. Ale oczywiście bez przygód się nie obeszło. Zapraszamy do lektury!
Pisze, ilustruje i redaguje Bibliotekarka Kasia z Oddziału dla Dzieci
Wilk bieszczadzki
– Szkoda, że nie mogę z wami pojechać – powiedziała mama, oglądając mapę Bieszczad, która zajmowała cały stół w kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole, pili herbatę i wykrzykiwali głośno nazwy, które znaleźli na mapie.
– Połonina Caryńska! Tato, co to jest połonina? Czy to coś jak słonina?
-Wetlina! Mała Rawka, Wielka Rawka! O, a tu Bukowe Berło.
– Nie Berło, tylko Berdo. Bukowe Berdo.
-Ach, Wetlina, czy to nie tam jedliśmy te pyszne naleśniki z serem i malinami? – przypomniała sobie Zuza. Anka i Jagoda były wtedy za małe, żeby teraz tak szczegółowo pamiętać ostatni wyjazd w Bieszczady.
– A pamiętacie, jak spaliśmy w jaskini? – zapytał tata.
– Nie no, coś ty, dziewczyny były malutkie, a Jagody nie było jeszcze na świecie – powiedziała mama, składając mapę.
– Będziemy spać w jaskini?! Hurra! – Anka wybiegła z kuchni i wskoczyła z ekscytacji na kanapę. Przerażony Pies czmychnął na swoje posłanie.
– Nie, nie będziecie spać w jaskini, bo w maju jest jeszcze chłodno, szczególnie w nocy. Ale tata na pewno wymyśli coś równie atrakcyjnego. Jest od tego specjalistą – mama nieco groźnie spojrzała na tatę – błagam, bądźcie rozsądni i chociaż trochę ostrożni…- Mamę już zaczynała ponosić wyobraźnia.
– Mamo, a może jednak pojedź z nami. Będzie tak fajnie, a ty sama w domu…- zmartwiła się Jagoda.
– Bardzo bym chciała, ale nie mogę. Mam strasznie dużo pracy, a poza tym co byśmy zrobili z Psem? Nie zawsze można z psami chodzić po górach, a z naszym to już szczególnie. Poodgryzałby wszystkim turystom nogi. I płoszył zwierzęta.
– Właśnie, gdybyśmy wzięli psa, to by nas bronił przed wilkami. Czytałam, że w Bieszczadach są wilki – przypomniała sobie Zuza.
-Wilki bardziej się boją ludzi, niż ludzie wilków. Mamy niewielkie szanse, żeby jakiegoś zobaczyć. Gdybyśmy spotkali chociaż jednego wilka bieszczadzkiego, to by znaczyło, że mamy wielkie szczęście i tego samego dnia powinniśmy zagrać w totolotka. No, dobra. Pakujemy się. Każdy do swojego plecaka i minimum rzeczy. Rano was budzę – tata wziął dyskretnie swoją książkę z parapetu i wyszedł z kuchni. – Ja zdążę rano…- mruczał, kładąc się na kanapie.
***
– Mamo? Halo? Słyszysz mnie? Tu Zuza.
-I Anka!
– To ja! Ja! – krzyczała Jagoda do telefonu.
– Dajcie spokojnie opowiedzieć. Mamo, byliśmy na Wielkiej Rawce, a jutro idziemy na Połoninę Caryńską. Obiad? Obiad zjedliśmy w schronisku, właściwie kolację…
-Mamo, rano przyjeżdża Tymek! – Ania krzyczała przejęta, bo bardzo lubiła małe dzieci, a Tymuś był taki słodki – Idziemy zaraz spać, ja mam łóżko pod oknem, Zuzka chciała przy lampce, żeby czytać, a Jagoda śpi na łóżku piętrowym na górze, a tata na dole!
– Dziewczyny, ja teraz chcę! No, dajcie mi ten telefon! – Jagoda często nie miała szans w starciu ze starszymi siostrami, ale nauczyła się już głośno dopominać o swoje – Mamo! Mamo… – ściszyła głos. – Wiesz co się stało? Tylko nie bądź zła… Nie wzięliśmy mojego plecaka. No, z domu. No, nie mam żadnych ubrań. I szczoteczki do zębów, ale zęby umyję palcem, a Ania jutro pożyczy mi ciuchy. Tata powiedział, że coś kupimy… Nie, nie martwię się. Też cię kocham. Buziaki! Pa, pa! Daję tatę…
***
Jagoda, Anka, Zuza i tata razem z małym Tymkiem i jego rodzicami codziennie wychodzili w góry. Las zaczynał się pięknie zielenić, a rdzawe trawy połonin falowały na wietrze. Dziewczyny biegały od skały do skały i wygłupiały się, pozując do zdjęć. Ostatniego dnia weszli na Bukowe Berdo. Widok z przełęczy zaparł Jagodzie dech w piersiach. Patrzyła zachwycona na błękitne góry w oddali i pozwalała, by wiatr targał jej włosy i nogawki spodni. Tymek przysypiał na barana u swojego taty, ale budził się co chwila, bo kalosze zsuwały mu się z nóg. Jagoda z siostrami śpiewały mu piosenki, albo prowadziły za rączki, gdy ścieżka była na tyle szeroka. Było wspaniale! Ale w końcu trzeba było wracać do domu. Ostatniego dnia zjedli w Wetlinie pyszne naleśniki z serem i cynamonem (na maliny było jeszcze za wcześnie), a po obiedzie zapakowali się do samochodu i ruszyli w drogę powrotną. Zrobili postój, żeby zwiedzić urokliwy ryneczek jakiegoś niewielkiego miasteczka, a potem Anka namówiła wszystkich na lody – zawsze miała nadzieję, że trafi jej się szczęśliwy patyczek i wygra drugie lody, ale nigdy jeszcze jej się to nie udało.
– Ale najpierw idziemy zagrać w totolotka. Wiecie, dlaczego – powiedział tata i śmiejąc się rozczochrał Jagodzie czuprynę.
***
Mama wracała z Psem ze spaceru, gdy zobaczyła, że przez łąkę, która wyglądała jak zielone morze, upstrzone złotymi gwiazdkami mleczy, biegną trzy postacie.
„Wrócili. To Zuzka i Ania, a za nimi… kto to biegnie?” Mama w pierwszym momencie nie poznała Jagody.
– Mamo, wygrałam lody! – Ania krzyczała z daleka – i to dlatego, że Jagoda nie wzięła plecaka! I zagraliśmy w totolotka, może też wygramy?
-Dlatego, że Jagoda nie wzięła plecaka? – Mama tuliła już do siebie przepychające się dziewczyny, Pies szalał i piszczał z radości, a drobna postać w pasiastych rajstopach, za dużych górskich butach i kapeluszu safari zbliżała się szybko.
– Bo tata kupił Jagodzie nowe ciuchy! No, mieliśmy szczęście, bo spotkaliśmy najprawdziwszego wilka bieszczadzkiego! I przyjechał z nami! Tadaam! – Anka i Zuzka w teatralnym geście wskazały na siostrę.
Jagoda zdyszana i szczęśliwa stanęła przed mamą. Na nowej czarnej koszulce jaśniał ogromny wilczy pysk. Pod spodem było napisane: „W krainie wilka. Bieszczady”.