Kiedy przeczytałam hasło tegorocznego Tygodnia Bibliotek – ZNAJDZIESZ MNIE W BIBLIOTECE, pomyślałam: o! to dokładnie to samo co WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO BIBLIOTEKI- niczym alter ego. Ktoś powie – no nie do końca… może, ale w moim przekonaniu sens na pewno jest ten sam.
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Któż nie zna tego powiedzenia? Stwierdził tak Oktawian August, w czasach Cesarstwa Rzymskiego, co zresztą w sposób urzędowy przypieczętował umieszczając na Forum Romanum złoty kamień milowy, w formie pokrytej pozłacaną blachą kolumny. Współcześni niemieccy eksperci to potwierdzają (podobno badali za pomocą algorytmu), gdyż podobno ok. pół miliona dróg w Europie prowadzi właśnie do Rzymu. Okazuje się więc, że znane wszystkim przysłowie odnoszące się do centralnego położenia Cesarstwa Rzymskiego i zbudowanej wówczas doskonałej sieci drogowej, to coś więcej niż tylko zwykła metafora. I abstrahując już od tego, czy to prawda, czy też nie, obiema rękami podpisuje się pod nową tezą (nie hipotezą), że WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO BIBLIOTEKI co = ZNAJDZIESZ MNIE W BIBLIOTECE. Z tym Rzymem to tak „na dwoje babka wróżyła”, ale z kolei myśl z biblioteką jest genialna i na 100%, co w dalszej części tego tekstu postaram się zargumentować.
Od pierwszych bibliotek w trzecim tysiącleciu p.n.e., przez bibliotekę Aszurbanipala, przez biblioteki Polikratesa, Pizystrata, po Bibliotekę Aleksandryjską, czy bibliotekę w Cezarei – mieliśmy do czynienia z wytwarzaniem i gromadzeniem ksiąg (czyli wiedzy). W okresie helleńskim niektóre z bibliotek posiadały już charakter publiczny, potem, w średniowieczu rozwinęły się biblioteki klasztorne i kościelne, a następnie uniwersyteckie i kolejne, kolejne… aż do współczesnej, stricto biblioteki publicznej, która również gromadzi, jednak wśród całego spectrum działań około bibliotecznych, co na dzień dzisiejszy razem stanowi jej sedno. Źródła podają, że obecnie biblioteka publiczna – to biblioteka służąca zaspokajaniu potrzeb oświatowych, kulturalnych i informacyjnych ogółu społeczeństwa oraz uczestnicząca w upowszechnianiu wiedzy i kultury. Jeszcze inne mówią, że biblioteki – to ośrodki kultury, które postrzegane są jako instytucje zajmujące się gromadzeniem i udostępnianiem zasobów dorobku naukowego i kulturowego ludzkości.
I choć nie wiem ile jeszcze definicji byśmy przytoczyli, pewne jest, że biblioteka to instytucja, która przeszła największą bodaj metamorfozę na przestrzeni wielu wieków wśród instytucji użyteczności publicznej, a każda zmiana cechowana była wyjściem naprzeciw oczekiwaniom jej użytkowników. Z upływem lat zaczęto bowiem rozumieć znaczenie biblioteki w życiu społeczeństwa, choć i tak niestety gdzieś w środku naszego „ja” kołacze się myśl, że traktowani jesteśmy jednak po macoszemu… i biblioteki, i kultura w ogóle. Że jesteśmy dodatkiem do… Ale Broń Boże, nie zamierzam teraz popadać w ton malkontencki, wręcz odwrotnie. Biblioteka jest „cool” i możemy znaleźć w niej wszystko, absolutnie wszystko (od najstarszego „białego kruka” po najnowsze narzędzie i nośnik elektroniczny) jeśli nie fizycznie, to na pewno źródłowo.
Znacie teorię „TRZECIEGO MIEJSCA”? analizując dalej hasło TB 2021, skojarzyłam również ten termin. Pokrótce – to koncepcja stworzona na przełomie lat 80. i 90. XX wieku przez Raya Oldenburga, amerykańskiego socjologa, który w 1989 wydał książkę The Great Good Place, w której pojawił się termin trzecie miejsce, według którego, życie każdego człowieka toczy się w trzech przestrzeniach: domu, pracy i trzecim miejscu służącym odpoczynkowi i interakcjom z innymi członkami społeczeństwa. Współcześnie rolę „trzeciego miejsca” na pewno odgrywają centra handlowe, gdzie kupujemy, jemy, relaksujemy się…
Pomimo, iż Oldenburg wcale nie zajmował się w swej pracy problemem popularności hipermarketów, a na pewno nie bibliotek – tylko analizą ratowania upadającego, jego zdaniem, społeczeństwa amerykańskiego, dzisiaj termin trzecie miejsce jest już używany w środowisku bibliotekarskim dość powszechnie, gdyż specyfika terminu podawana przez Oldenburga zaczęła pasować do biblioteki jak układanka.
Wg autora trzecie miejsce:
- musi znajdować się na neutralnym gruncie, takim, gdzie ludzie mogą przyjść i wyjść, kiedy i jak im się podoba, gdzie wszyscy czują się swobodnie
- nie może być ekskluzywne, musi być swobodnie dostępne
- ludzie są tam akceptowani ze względu na to, jakimi są ludźmi, a nie ze względu na to, kim są, jakie pełnią role społeczne
- dostęp musi być łatwy, a godziny otwarcia – na tyle długie, aby można tam było przyjść o w miarę dowolnej porze, nie obawiając się, że zastanie się zamknięte drzwi
- dominuje w nim zabawa i rozmowa (może nie do końca w odniesieniu do biblioteki jest prawdziwe ale na pewno coraz częstsze)
Czy więc założenia Oldenburga można zastosować do bibliotek? Tak, jeśli potraktujemy, że to trzecie miejsce można znaleźć w bibliotece, a nie, że biblioteka całościowo jest trzecim miejscem. Czytelnik/użytkownik/gość/klient, może więc w bibliotece: wypożyczyć, poczytać, pouczyć się, zabawić (zrelaksować), pograć, pogadać, zjeść… itd, itd, o czym pisał również sam mistrz – Umberto Eco w sławetnym dziele „O bibliotece”.
Reasumując: ZNAJDZIESZ MNIE W BIBLIOTECE vel WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO BIBLIOTEKI vel „TRZECIE MIEJSCE”- oznacza to samo – myślimy o bibliotece, jak o skarbcu wszystkiego… miejscu, które zaprasza, daje wybór, możliwości, nie ogranicza, proponuje… na dodatek – indywidualnie (intymnie), szepcze: zapraszam, przyjdź, czekam na Ciebie, jestem dla Ciebie, znajdziesz to czego szukasz… musisz tylko chcieć.
Felieton publikowany w Poradnik Bibliotekarza nr 5/2021