RECENZJA MK2: Bizarnie i futurologicznie
Olga Tokarczuk „Opowiadania bizarne"
Wydawnictwo Literackie 2018
Dziś rano, kiedy otwierałam kolejną plastikową butelkę z mlekiem pomyślałam, że pomysł Olgi Tokarczuk zawarty w opowiadaniu Kalendarz ludzkich zwierząt na zawsze załatwiłby problem śmieciowy na świecie. Otóż wyhodowano bakterie rozkładające plastik i wpuszczono je do mórz i oceanów. Bakterie bardzo sprawnie poradziły sobie z tym niezniszczalnym tworzywem, tyle, że przeniosły się także na ląd i w sposób niekontrolowany unicestwiły wszystko co plastikowe: od ścianek działowych i pudełek poprzez, prawdopodobnie, sztućce, patyczki do uszu i inne drobiazgi. Pomysł… bizarny? Zaiste. Tyleż niezwykły co nierealny, więc trochę szkoda.
Olga Tokarczuk w jednym z esejów zawartych w książce Czuły narrator wspomina o obrazie towarzyszącym jej od dzieciństwa. Średniowieczny wędrowiec, który dociera do krańca ziemi wychyla się poprzez jej krawędź i ciekawie spogląda w nową, nieznaną, jeszcze nieodkrytą, obcą przestrzeń. Widziałam ten obrazek także i ja kiedy czytałam Opowiadania bizarne, bo ich lektura była jak test, sprawdzian na ile my czytelnicy jesteśmy gotowi sięgnąć wyobraźnią poza krawędź dobrze nam znanej i bezpiecznej rzeczywistości. Przyznam, że ja nie zawsze czułam taką gotowość. W opowiadaniu Wizyta bezskutecznie poszukiwałam sensu, a stare szkolne pytanie „co autor chciał powiedzieć” do końca kołysało się nad tekstem i niestety, w moim odczuciu nie doczekało się puenty.
Z ulgą przeszłam do kolejnej, również futurystycznej w klimacie opowieści Transfugium. Tu narracja prowadzona jest jakby ściszonym głosem, a wyłaniający się z niej obraz otacza filozoficzna mgiełka melancholii. Oto ekscentryczny profesor Choi organizuje tajemnicze misteria ostatecznego powrotu człowieka do natury.
Jest to coś w rodzaju kosmicznej symfonii – powrót rozproszonych chaotycznie elementów na swoje miejsce.
Piękno rytuału nie jest w stanie zagłuszyć uczucia żalu i straty tych, którzy żegnają swoich bliskich na zawsze, choć główny mag tej ceremonii przekonuje, że:
Żal to jest dziwna, zupełnie nieracjonalna emocja. Nic już nie zmieni. Niczego nie odwoła. Należy do tych daremnych i płonnych uczuć, z których nie ma żadnego pożytku.
Daremnych i płonnych, ale jakże – chciałoby się rzec – ludzkich.
Z tego magicznego świata niekoniecznie, na szczęście, nieuchronnej przyszłości wyprowadza nas brutalnie Prawdziwa historia, która tak naprawdę mogłaby się przydarzyć każdemu. Jej bohaterem jest człowiek, który jako jedyny wyrywa się z beznamiętnego tłumu by ratować ranną kobietę. W wyniku absurdalnego splotu okoliczności nagle staje się podejrzanym o przestępstwo człowiekiem z marginesu. W obcym mieście, bez znajomości języka, bez dokumentów i karty kredytowej w jednej chwili wypada ze swojego świata, traci własną tożsamość. Kilka godzin wcześniej był zadowolonym ze swojego wykładu profesorem popijającym dobry koniak w dobrej restauracji, by w wyniku szlachetnego (o paradoksie!) porywu serca stać się NIKIM.
Nie wiemy jakimi uczuciami targany jest profesor w trakcie tego błyskawicznego i okrutnego procesu degradacji. Cały ciężar odczuwania przerzucony został bowiem na czytelnika i to on zostaje poddany niezwykle silnym eksplozjom emocji, jakby autorka chciała zatrząść zimnym światem i rozkruszyć lodowate serca. Ja na szczęście mam taką swoją, prywatną nadzieję, że serca zwykłych ludzi w tak zwanym „realu” wcale nie są aż tak lodowate. A co do pewności… Od dawna wiadomo, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki, a poza tym nic nie jest nam dane na zawsze.
Ale najbardziej bizarne wydało mi się opowiadanie ostatnie – Kalendarz ludzkich świąt.
Wczytywałam się w ten tekst opornie, bo sceneria odrapanego, brudnego, zżartego przez rdzę, zapyziałego miasta nie zachęcała do lektury, a uparte reaktywowanie monstrum – herosa Monodikosa czczonego przez całą społeczność budziło skojarzenia z czasem dawno i słusznie minionym. Życie ludzi podporządkowane zostało rytmowi kolejnych etapów reaktywacji i wydawało się, że nikt nie jest w stanie skruszyć skostniałej rzeczywistości. W tej zastygłej skorupie, podskórnie pulsowało już jednak źródło młodej energii, buntu i świeżego spojrzenia, które, jak wiemy z historii nie raz już było w stanie odmienić losy narodu i świata.
Większość tych opowiadań, przy całej swojej dziwaczności powoduje niepohamowany i burzliwy napływ emocji. Jest ich 10, ale nie sposób w krótkim felietonie choćby dotknąć każdego z nich. Są jak pigułki – zażywane w rozsądnych dawkach, powiedzmy dwa razy dziennie, uruchamiają myślenie i refleksje typu „dziwny jest ten świat”. Zwłaszcza ten, który może nam się przydarzyć.
Poleca: MK2
źródło okładki: https://www.ceneo.pl/