Jakiś czas temu moja znajoma zapytała mnie, dlaczego na swoim Facebooku zamieszczam tylko info związane z biblioteką, a nie daję żadnych postów prywatnych? Nie odczuwam takiej potrzeby – odparłam, a ona dalej: dziwne bo w promocji przecież pracujesz. Zripostowałam, że biblioteczne posty, w których na zdjęciach czy filmikach występuję JA – to jestem JA zawodowo i mam wtedy świadomość, że kiedy je publikuję – przenoszę i rozpowszechniam treści edukacyjne, a swoim prywatnym życiem ( poranną kawą, złamanym paznokciem, wysypką, talerzem przed i po jedzeniu itp., itd.) nie chcę się dzielić z rzeszą „wirtualnych znajomych”. Dziwne – odpowiedziała. No cóż, takich dziwolągów jak ja jest chyba więcej – pomyślałam. Chociaż miałam bodajże dwie wpadki, np. raz – gdy pod wpływem „chwili” zebrało mnie na Mazurach i zamieściłam zdjęcie z żeglowania po cudnym jeziorze, za co zresztą zostałam zbesztana przez moją latorośl, że oto wkraczam do światowego grona wirtualnych – znajomków – ekshibicjonistów. Mocno powiedziane – podumałam i brrr wzdrygnęłam się na samą myśl. Ostatni raz – pomyślałam. Nie wiem czy dobrze, czy też źle – ale tak oto mam. W prywatnym wcieleniu , nie nadaję się na „celebrytkę”. O ironio! inaczej mam zawodowo – tutaj muszę – wg zakresu obowiązków.
Ta krótka zresztą rozmowa i z koleżanką, i z córką, dała mi do myślenia o fenomenie mediów społecznościowych… ale w kontekście mojej pracy zawodowej w Dziale Promocji. Natura ludzka jest jednak dziwna – tak sobie myślę, ale i okoliczności, i obowiązki tę dziwność w nas wywołują. Ekshibicjonistką prywatnie nie jestem ale zawodowo ekshibicjonistką bywam. Sorry taki mamy klimat… jak klasyk (albo jak kto woli) klasyczka – kiedyś powiedziała. Nie chcem, ale muszem– jak mawia inny. I to prawda święta. Zawodowo pracuje z mediami od wielu lat. W mediach społecznościowych nie jestem „majchrem nr 1”, a moje młodsze ciut koleżanki z Promocji, technicznie na pewno są lepsze. Ale social media nie są mi obce i jestem w stanie, w nich spokojnie się poruszać. Bliższe jest mi SŁOWO niż OBRAZ, ale dobrze jest wtedy, kiedy udaje mi się te sfery ze sobą połączyć i całość wychodzi ok.
Do czego teraz więc piję? – ktoś zapyta. A więc przechodzę do meritum. SOCIAL MEDIA W PRACY BIBLIOTEKARZA. O ile jestem pewna, że literatura uczy myśleć, nadaje odbiorcom tory emocjonalnego poruszania po jej obszarze, prowokuje do myślenia i ćwiczy naszą wrażliwość, o tyle mam trochę wątpliwości, co do treści prezentowanych w różnorodnych, coraz to nowych opcjach internetowych. Media społecznościowe to obecnie największa siła Internetu i siłą rzeczy, i biblioteka, i bibliotekarze muszą nadążać za trendami. Nowe technologie na dobre zagościły w książnicach, zmieniając wizerunek, funkcjonowanie i mentalność bibliotekarzy. W tym obszarze oprócz znajomości rzecz jasna różnego typu narzędzi, bibliotekarz musi wykazywać się nie 100% ale i 150%, a może i większą, kreatywnością i innowacyjnością. Dlaczego? – ktoś zapyta. Aby nie zanudzić. Bo „świat” (wszyscy wokół) prześcigają się w wymyślaniu, intrygowaniu, rozśmieszaniu, etc.
Cóż my biedni bibliotekarze wobec tego? Ano, musimy być coraz lepsi, nie żeby od razu od takiej jednej celebrytki X czy Y, bo to inny świat… ale lepsi inaczej. Trochę to piszę oczywiście z „przymrużeniem oka” ale sens to jakiś ma, aby w tym temacie tak oto swobodnie się poruszać. Bez wątpienia social media służą dzisiaj bibliotekarzom nie tylko do budowania sieci kontaktów, ale przede wszystkim pomagają w informowaniu innych o działalności poszczególnych bibliotek. A więc jak informować, oprócz standardowych poczynań, aby zaintrygować i zachęcić do lajkowania? Wszak te lajki w dobie pandemii świadczą o naszym „jestestwie” (o czym chyba wszyscy przekonaliśmy się przy ostatnich GUS-ach), że nie siedzimy bezczynnie i nie czytamy książek w pracy (a takie opinie czasami jeszcze kuriozalne się słyszy), ale pracujemy pilnie i dostosowujemy się do trudnych skądinąd czasów.
I tak staramy się, jak możemy, bo wyjścia raczej nie mamy. Nikt nam nie będzie mówił, że „zostajemy w tyle”. A więc jak #challenge do nas zapuka, jak tu odmówić nominacji, jeżeli ma jeszcze cel szczytny. Przyjmujemy wyzwanie i działamy. No to bierzmy na tapetę ten Challenge. Challengują absolutnie wszyscy: od ludzi kultury, celebrytów, urzędników państwowych, vipów… po siostry zakonne i księża. To co – bibliotekarze nie mogą? Mogą!… i mnie się również zdarzyło w #hot16challenge2 (czy o zgrozo!, czy też nie, ale poszło)… z własnym tekstem autorskim porapowałam trochę. „Udusić” chciałam chłopaków z Ulyssesa (chrzanowski zespół), ale ponieważ cenię ich i strasznie lubię… to do sprawy podeszłam z humorem i się skusiłam… dla dobra biblioteki oczywiście. Podaję za przykład i (ze strachem) pod ocenę braci bibliotekarskiej… ale może aż tak źle nie wyszło.
W BIBLIOTECE JEST MOC!
Hej chłopaki w kość daliście nominując w „16” mnie
Choć uwielbiam muzy słuchać, jednak książki kręcą mnie
Cóż mam zrobić porapuję, chociaż skuchy boję się
Podejmuję więc wyzwanie i … zaczynam to CZYTANIE:
Garcia Marquez wielki pisarz, opowiadał kiedyś nam
o miłości i zarazie i o wielkiej sile marzeń…i o wielkiej sile marzeń
Opowieści dają siłę, opowieści dają moc
więc kochajmy i czytajmy wśród klęsk, plag… tak na złość
W bibliotece wciąż działamy, czytelnika nie zostawiamy
zdalne akcje serwujemy – literackie kąski rwiemy, literackie kąski rwiemy
Gdy po latach wielu zdarzeń dziś pandemii nadszedł czas
krzyczmy głośno – stop korona – siła marzeń wspiera nas, siła marzeń wspiera nas
Dla medyków ukłon niski, bibliotece temat bliski
Bo w nas serca wielkie są…bo w nas serca wielkie są…
W zgodzie, sile i z uśmiechem, dobre słowa – nasza chęć
kończę moje rapowanie z pozdrowieniem: CZYTAJ WIĘC!
… a do zabawy nominowałam dwie pięknie śpiewające chrzanowianki, które nie raz, nie dwa, cudnie śpiewały w naszej bibliotece… dziewczyny wyzwanie przyjęły… no i tak to się kręcił dalej….
Tak samo jak nowe objawienie na rynku social mediów, czyli bijący rekordy oglądalności TikTok. Co tam Facebook, Instagram czy Twitter – o ich możliwościach wiemy już wszystko i… powoli zaczyna tam wiać nudą. Nadeszła era TikToka. Jako rodzice, jesteśmy nieraz zaniepokojeni intensywnością korzystania przez nasze dzieci z sieci. Ale nie bądźmy hipokrytami i przyznajmy, że sami też często nadużywamy Internetu. Ale nie rzecz w tym, że dużo i długo (chociaż czasami warto mniej i krócej) ale, że: głupio, nierozsądnie i nie wartościowo.
I mam w tym miejscu zagwozdkę nie lada – odnośnie właśnie aplikacji TikTok. Kiedy wystartowała, nie byłam za. Bezsensowne scenki, często wulgarne, odstręczały mnie absolutnie. Z biegiem czasu zaczęłam wartościować. I tak jest do dziś – nie oglądam całkowicie bełkoczących bzdur, ale podglądam te zrobione z humorem i klasą. A jak wyczuję, że przemycają fajną treść to i polubię, i zaznaczę do obserwowania. W tej kwestii mówię oczywiście o poruszaniu się w bibliotecznym TikToku (prywatnego nie posiadam), który ledwo co założyliśmy i naraz się okazało, że jeden z króciutkich naszych filmików ma całkiem niezłe notowania. To ucieszyło. Fajnie, że doszło nam kolejne, nowe narzędzie w promowaniu biblioteki i literatury… tylko cały czas mam gdzieś w tyle głowy, co powtarzam swoim współpracownikom – musimy to zrobić z klasą. Pożyjemy, zobaczymy… tym bardziej, że zapewne już niedługo, jak królik z kapelusza wyskoczy coś nowego. I sytuacja się powtórzy, pomyślimy, że „to coś” wyżera nam od nowa mózgi, ale powoli zaczniemy znów wnikać w tę wirtualną, nieustannie rozwijającą się rzeczywistość.
Tak oto dotknęłam tych tematów, jeszcze przed sezonem wakacyjnym, że świadomością, że hohoho! dopiero się zacznie „ruch w interesie” – jak na wczasy pojedziemy, o ile korona wirus pozwoli. Kończę bo się rozpisałam… Reasumując: Nawet, jeśli sceptycznie na początku podchodzimy do nowych, zdalnych form promocji – nie zrażajmy się, bądźmy optymistami i z optymistycznym nastawieniem do życia i pracy działajmy w social mediach, trzymając fason rzecz jasna i będąc wiernym swojemu Ja.
Wyjścia nie mamy… świat się zmienia, a my razem z nim. Oby na dobre!
Felieton publikowany w Poradnik Bibliotekarza nr 6/2021