Przeczytałam kiedyś w Internecie felieton Roberta Ziębińskiego (pisarza, dziennikarza, swego czasu red. nacz „Playboya”, prywatnie kolegi, bo się znamy i z jednego miasta jesteśmy): Dlaczego warto czytać? A zaczynał się tak:
Ta historia zdarzyła się naprawdę. Poranek niedzielny. Godzina siódma trzydzieści. Siedzę na niezwykle niewygodnym krześle w programie porannym w Polsat News. Mam mówić o powieści „Dygot” Małeckiego. Prowadząca, po czterdziestce, zadbana, odpicowana tak, jakby szła na wesele, zadaje pytanie.
– Panie Robercie, ale czy ta książka nas czegoś uczy?
Zdrętwiałem. Z automatu odpowiadam:
– A musi?
Pani z niezmąconą mądrą myślą miną oznajmia:
– Oczywiście. Ja czytam tylko książki, które uczą. Amen.
Opadam i nie wiem co powiedzieć.
A potem w domu zaczynam myśleć[…]
… i dokładnie tak samo zaczęłam się zastanawiać – jak to z tym czytaniem jest i czy rzeczywiście musi… uczyć … z rozmyślaniami autora się zgodziłam (tekst dostępny: https://www.kawerna.pl/biblioteka/felietony/dlaczego-warto-czytac-felieton-roberta-ziebinskiego/) wspomaga moją wyobraźnię, uczy ucieczki od schematów, pomaga w pisaniu (i jak się okazuje – zarówno pisarzom jak i zwykłym bibliotekarkom). Dalej Robert ujął to jeszcze bardziej dobitnie:
[…] przecież nie każdy chce być pisarzem, dziennikarzem itp. To ja napiszę tak – bo to ogromna przyjemność, jaką oczy dostarczają mózgowi, a mózg reszcie ciała. Dobra powieść jest jak seks. Najpierw wciąga, że się zapominamy, a potem odpręża. Po prostu […]
No i napisał jak pisarz… i po prawdzie zresztą!. Przypomniało mi się to, kiedy zobaczyłam tegoroczne hasło NOCY BIBLIOTEK: To się musi powieść. No i zaczęła się gra słów w mojej głowie… pomyślałam, że hasło zostało źle graficznie zaprojektowane… bo powinno wyglądać tak: To się musi POWIEŚĆ!, bo jednak moje neurotransmitery, czy też neuroprzekaźniki, odpowiadające w moje głowie za przekazywanie informacji miedzy komórkami, zaczęły szaleć przy słowie powieść… bo czy >powieść<, w tym przypadku to >powieść się /udać<, czy też >powieść< – jako gatunek literatury pięknej, utwór narracyjny? Tak czy siak słowo POWIEŚĆ – tak powinno być właśnie zapisane.
Bez względu jednak na rozszyfrowywanie (nie myląc: z przyczepianiem się!) – zamysł autora/ów hasła… słuszny cel posiada, bowiem ma zachęcić do … pójścia tam, gdzie się rodzi opowieść (ha! a jednak oPOWIEŚĆ) i do wspólnego czytania oraz jak pisano w opisie dalej … skierowanie światła na biblioteki, pokazując wspierającą moc literatury i siłę lokalnej społeczności. Ba! Dywagować mogłabym dalej słowotwórczo… tylko w sumie po co? –wszak idziemy wspólną drogą… o CZYTANIE w końcu chodzi.
Żeby to wszystko jednak zagrało ( to CZYTANIE ma się rozumieć), to jak klasyk mawia: bo do tanga trzeba dwojga: oPOWIEŚCI i CZYTELNIKA. No i „chemia” musi być – o czym wspominał wcześniej mój kolega Robert (a przecież się zna bo sam czytelnikiem jest piekielnie inteligentnym i z innymi czytelnikami flirtuje całymi już latami…)
No to żeby się powiodło…
Z jednej strony mamy więc oPOWIEŚĆ, która dla każdego niech będzie inna… Jedni niech czytają (jak pisze Ziębiński) Martina Heidegger i specjalizują się… w jego myśli filozoficznej, ktoś inny niech studiuje np. motywy egzystencjonalne w twórczości Lawrence’a Block (jak on sam), kolejny niech daje nura w fantastykę, kryminały, romanse etc.
„Vis-a-vis” CZYTELNIK – ale jaki? – ktoś zapyta? Ooooo! tutaj zdecydowany mamy też urodzaj. I chociaż istnieje wiele typologii czytających (na poważnie i nie), jak chociażby: PISACZ (pisze po książkach), TSUNDOKU (nałogowo kupuje ale nie czyta/z j. japońskiego), ZNAWCA (wiadomo – zna się, no i wącha książki!), AMBITNY (czyta z miną pełną wyższości), WCZASOWICZ (każda książka nie hańbi), no i KRYTYKANT (wszystko na nie)… to tak z ironią pewną (https://lubimyczytac.pl)…
Ale najpiękniej wg mnie określiła CZYTELNIKA Olga Tokarczuk („Księgi Jakubowe”): […] Jest czytelnik gąbka, czytelnik lejek, czytelnik cedzidło i czytelnik sito. Gąbka wchłania w siebie wszystko, jak leci, jasne jest, że potem dużo z tego pamięta, lecz nie umie wydobyć najważniejszego. Lejek – przyjmuje jednym końcem, drugim zaś wszystko, co przeczytane, z niego wylatuje. Cedzak przepuszcza wino, a zatrzymuje winny osad (…) Sito zaś oddziela plewy, żeby otrzymać najlepsze ziarno.[…]
Czy czytanie musi zatem uczyć? – powiedziałabym tak – może ale nie musi. Oby każdy zagarniał dla siebie to, co jest mu w danym momencie potrzebne. Niech poszukuje, przebiera, eksperymentuje… wybiera swoją oPOWIEŚĆ i będzie przy tym CZYTELKNIKIEM – SITEM. W końcu czytanie to najwspanialsza ZABAWA, jaka sobie ludzkość wymyśliła – cytując kolejną naszą wielką noblistkę Wisławę Szymborską. No….a jak do tego co powiedział Robert Ziębiński dodamy jeszcze to co powiedziały/napisały dwie mądre baby… no to przecież…
To się musi POWIEŚĆ! (a jednak tak i jakkolwiek komukolwiek to wybrzmiewa).
Felieton publikowany w Poradniku Bibliotekarza nr 11/2022