Homer XX wieku
6 marca 1927 roku urodził się kolumbijski pisarz, laureat Nagrody Nobla, Gabriel Garcia Marquez. Jego najważniejszą powieścią jest „Sto lat samotności”, książka o ogromnej poetyckiej sile.
Literatura iberoamerykańska po II wojnie światowej przeżywała swój ogromny rozkwit, a Marquez jest prawdopodobnie najważniejszym przedstawicielem tego nurtu. Ponieważ większość pisarzy z Ameryki Łacińskiej wprost deklarowała sympatie lewicowe, czasem radykalne, nie było problemu z wydawaniem tej literatury w komunistycznej Polsce.
Dzięki temu również u nas pisarze tacy jak Julio Cortazar, Jorge Luis Borges, Mario Vargas Llosa czy właśnie Gabriel Garcia Marquez mogli być czytani i zyskali ogromną popularność. Główne cechy wyróżniające tę literaturę to z jednej strony pewna poetyckość formy, z drugiej przesiąknięcie zmysłowością właściwą dla południowców i odkrywaną z zachwytem przez zmęczone kataklizmem II wojny światowej narody północy.
Dzieła wielu twórców tego nurtu zalicza się do literatury tak zwanego realizmu magicznego, której podstawową cechą jest mityzowanie snutych opowieści. W pewnym sensie literatura iberoamerykańska tego okresu powraca do źródeł literatury w ogóle, której początkiem były przecież mity opowiadane z pokolenia na pokolenia w społecznościach pierwotnych, których głównym celem było objaśnianie świata.
Znamienne jest, że powrót do właściwego dla mityzacji definiowania świata „na nowo” spotkał się z tak ciepłym przyjęciem pokolenia, które w ten czy inny sposób przeżyło traumę II wojny światowej. Wojna ta była wszak przez wielu wybitnych twórców na całym świecie odbierana jako kataklizm, który spowodował degradację cywilizacji i jej powrót do swoich początków. Tadeusz Różewicz pisał wręcz w swoim słynnym wierszu pod tytułem „Ocalony”, że szuka kogoś kto na nowo „oddzieli światło od ciemności”. W dalekiej Ameryce Południowej wiek XX odznaczył swoje piętno inaczej niż w Europie, ale również nie był łatwy. Potrzeba nowego mitu okazała się ogólnoświatowa. Na to zapotrzebowanie odpowiedzieli pisarze iberoamerykańscy, a Gabriel Garcia Marquez w sposób szczególny.
Marquez zawsze uważał się za dziennikarza. Przez długi czas był to jego główny sposób zarabiania na życie i nie był to sposób łatwy. Do czterdziestki Marquez często z trudem wiązał koniec z końcem. Ale nawet po wielkim sukcesie, jaki przyniosła mu jego najważniejsza powieść – „Sto lat samotności”, często wracał do zawodu dziennikarza, pisząc dorywczo teksty do różnego rodzaju gazet.
Zanim jednak mógł pozwolić sobie na pisanie do gazet okazyjnie, pracował jako dziennikarz na pełnych obrotach, często pełniąc rolę korespondenta miedzy innymi w Nowym Jorku czy w Europie Zachodniej. W 1959 Marquez odbył podróż po demoludach, odwiedzając również Polskę. Owocem tej wizyty jest felieton zatytułowany „Ze wzrokiem utkwionym w kipiącą Polskę”. Wiele spostrzeżeń Marqueza jest bardzo ciekawych, choć widać, że nie do końca orientował się w ówczesnej polskiej rzeczywistości.
Polaków scharakteryzował jednak następująco: „Są trudni, nie łatwo nimi sterować, a przy tym obdarzeni niemal kobiecą wrażliwością i skłonnościami intelektualnymi”. O stolicy naszego kraju napisał z kolei: „W tej architektonicznej całości, jaką jest Warszawa, jedno razi: Pałac Kultury, dar Związku Radzieckiego, wierna kopia Moskiewskiego Ministerstwa Oświaty. Polacy – z którymi lepiej nie rozmawiać o Rosjanach, bo zaraz zaczynają kląć – kiedyś go wysadzą w powietrze”.
Jak na razie okazuje się, że noblista przecenił rozmach polskiego ducha oporu, ale nie sposób odmówić mu wyczulenia na nastroje społeczne. Marquez opuścił jednak kraje demokracji ludowej nie zmieniając swojego stanowiska na temat komunizmu, na który skłonny był patrzeć przychylnie.
– Myślę, że w gruncie rzeczy to jego spojrzenie było bardzo powierzchowne – mówiła w audycji Polskiego Radia Agnieszka Rurarz, tłumaczka części tekstów pisarza. – Jeżeli przeczytamy te reportaże, to zauważymy, że mimo wszystko on nie szukał, nie drążył, nie chciał zmieniać swojej wizji, z którą przyjechał. Chciał to zobaczyć jako dziennikarz, ale nie drążył obrazu, który widział – mówiła tłumaczka.
Oczywiście, ciężko wymagać od kolumbijskiego dziennikarza goszczącego w kraju zaledwie przez kilka dni, żeby w lot łapał wszystkie aspekty trudnej sytuacji Polaków, ale pamiętać należy, że Marquez dość dobrze znał też komunizm w wydaniu południowoamerykańskim i nigdy nie odcinał się od niego w sposób zdecydowany. Owszem, twierdził, że komunistą nie jest i nigdy nie był, ale nie przeszkadzało mu to przyjaźnić się z jednym z najbardziej krwawych komunistycznych kacyków regionu – Fidelem Castro. Marquez z całą pewnością orientował się do jakich zbrodni zdolni są przywódcy walczący o komunistyczny model świata. Ocena stosunku wybitnego pisarza do komunizmu mocno podzieliła radiosłuchaczy, którzy wzięli udział w audycji Hanny Marii Gizy z 2004 roku.
Bez względu jednak na powyższe kontrowersje obraz Polski namalowany przez Marqueza w roku 1959 jest niezwykle ciekawy, głównie dzięki, mimo wszystko często przenikliwemu spojrzeniu wybitnego pisarza.
Pierwsze próby literackie Marqueza przyszły dość szybko. Pisarz już w wieku kilkunastu lat próbował swoich sił w poezji. Potem przyszły opowiadania, a w roku 1955 pierwsza powieść pod tytułem „Szarańcza”. Po niej powstało kilka kolejnych tekstów prozatorskich, które jednak nie przyniosły Marquezowi większego rozgłosu.
W 1965 pisarz podjął decyzję, która zaważyła na całym jego przyszłym życiu. Mimo braku większych oszczędności zdecydował się zrezygnować z pracy dziennikarza i cały czas poświęcić na pisanie swojej najważniejszej powieści. Przez okres półtora roku Marquez żył wraz z rodziną z pieniędzy otrzymywanych ze sprzedaży kolejnych elementów wyposażenia mieszkania. Ryzyko i ogromna presja, na którą pisarz naraził rodzinę i siebie samego opłaciła się jednak. „Sto lat samotności” przyniosło mu bowiem ogromny rozgłos. Od tej pory pisarz nie musiał się już martwić problemami bytowymi.
„Sto lat samotności” to nie tylko najważniejsza powieść Marqueza, ale przede wszystkim książka o ogromnej poetyckiej sile. Krytycy pisali między innymi, że Marquez przedstawił w niej całościowy opis ludzkiego doświadczenia. Nie ulega wątpliwości, że stuletnia historia rodziny Buendiów i założonej przez protoplastę rodu osady Macondo jest pełna niezwykle sugestywnych motywów, które rozpalają wyobraźnię z siłą autentycznego mitu.
U polskiego czytelnika powieść może budzić skojarzenia z tekstami mającymi w naszym kraju znaczenie szczególne. Pojawiające się w powieści nawiązania do pogańskich wierzeń ludowych przypominają mickiewiczowskie „Dziady”, swoista powtarzalność opisywanych wydarzeń i wpisanie całości w naturalny cykl przyrody rodzi skojarzenie z „Chłopami” Władysława Reymonta, a oniryczność i zmysłowość powieści nasuwa na myśl „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego.
To ostatnie porównanie jest zasadne także ze względu na jeden z głównych motywów powieści Kolumbijczyka – zapominanie, jako reakcję zbiorowości na szczególnie traumatyczne doświadczenie. Zbiorowa utrata pamięci mieszkańców wioski Macondo nasuwa skojarzenia z nawiązaniami do bratobójczej rabacji galicyjskiej, o której wspominający w „Weselu” Poeta mówi: „myśmy wszystko zapomnieli”.
Pod względem formy można pewnie powiedzieć, że „Sto lat samotności” najbardziej przypomina gęstą, sensualną prozę Brunona Schulza. Podobnie jak wspomniane teksty z kanonu polskiej literatury, powieść Marqueza spełniła podobną kształtującą tożsamość społeczności rolę. Nie spełnia jednak tej funkcji na użytek jednego tylko narodu, jak to się dzieje w przypadku tekstów Mickiewicza czy Wyspiańskiego. Świat uznał powieść Marqueza za najważniejszy opis społeczeństw zamieszkujących Amerykę Południową.
W kolejnej swojej powieści pod tytułem „Miłość w czasach zarazy”, wydanej w 1985 roku, Marquez ograniczył wycieczki w oniryczny świat zbiorowej wyobraźni, ale za to opowiedział o tym, jaką siłę może mieć mit w odniesieniu do prywatnego, pojedynczego losu. Książka porusza bowiem często wyidealizowany, a czasem podnoszony wręcz do rangi mitycznej, motyw miłości od pierwszego wejrzenia, którą przerwać może jedynie śmierć. Główny bohater powieści – Florentino Ariza przez całe życie „czeka” bowiem na swoją ukochaną, z którą dane mu jest połączyć się dopiero pod koniec życia obojga.
Marquez zdaje się przyznawać słuszność swojemu bohaterowi, opisując wyczekane uczucie jako niczym nie ograniczone szczęście. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że już sama konstrukcja opowieści o owym dozgonnym czekaniu nie jest pozbawiona ironicznego zabarwienia, skoro bohater, wzdychając za ukochaną, jednocześnie nie stroni od związków z innymi kobietami.
Inna ważne książki Marqueza to „Jesień patriarchy” z 1975 roku, autobiografia „Życie jest opowieścią” (2002) czy ostatnia książka pisarza – „Rzecz o mych smutnych dziwkach” z 2004 roku.
źródło informacji: https://www.polskieradio.pl/8/3898/Artykul/2056667,Z-Marquezem-do-Macondo
grafika: https://www.historiahoy.com.ar