Franck Thilliez, Zdarzyło się dwa razy
Wydawnictwo Czarna Owca, 2023
Wrzesień jest miesiącem, który może przynieść wszystko – balansujemy na granicy obfitego lata i pierwszych objęć jesieni. To miesiąc graniczny, w którym żegnamy się z czułymi promieniami słońca i wkraczamy w miesiące mniej łaskawe. Tym bardziej jest to moment, w którym warto sięgać tylko po dobre książki – żeby czuć, że wiele dobrego (szczególnie literacko) jeszcze przed nami.
Powiedzieć o powieści, której temat dzisiaj poruszam, że jest dobra, to jak nie powiedzieć nic. Rozpoczęłam jej lekturę przekonana, że mam do czynienia z kolejnym kryminałem, który określę jako „w porządku”. Nie ukrywam jednak, że żywiłam wobec niej nadzieje, ponieważ moje „znajomości” z francuskimi pisarzami zawsze były bardzo ciekawe. Ale to, co przygotował dla czytelnika Thilliez, sprawiło, że przez kilka dni ciężko było mi oderwać myśli od świata, który stworzył.
Rozmyślania nie doprowadziły mnie jednak donikąd. Autor zwodzi czytelnika, naprowadza nas na liczne tropy, ale nigdy nie możemy być pewni, który z nich okaże się istotny, a który jest tylko ślepym zaułkiem, w który wejdziemy wraz z Gabrielem – zrozpaczonym ojcem siedemnastoletniej Julie.
Poznajemy go miesiąc po zaginięciu dziewczyny – dotychczasowe poszukiwania są bezowocne, jednak jest on nie tylko ojcem, ale również żandarmem, dzięki czemu jego zaangażowanie w sprawę jest maksymalne. Prowadząc śledztwo po godzinach, trafia do niewielkiego miejscowego hotelu Falaise, w którym zasypia podczas sprawdzania listy gości. W środku nocy budzi go hałas wywołany deszczem martwych ptaków, a niewiele później dowiaduje się, że od zaginięcia Julie minęło… dwanaście lat. Sprawa już dawno jest zamknięta, pomimo że wciąż nierozwiązana.
Jest to moment w powieści, który mógł potoczyć się różnie – z jednej strony brzmi to naiwnie, z drugiej zaś przerażająco. Szybko dowiadujemy się, że na skutek traumatycznych zdarzeń, Gabriel utracił pamięć. Jego życie nie wygląda tak, jak w momencie zaginięcia Julie, lecz on sam jest zdeterminowany jak nigdy, żeby odnaleźć córkę. A nie ma nic bardziej niebezpiecznego, niż człowiek, który nie ma już nic do stracenia. Szczególnie, jeśli chodzi o jego jedyne dziecko.
Trzymając w rękach tę powieść, trzymamy majstersztyk. Intryga jest tak zawiła i niebywała, że nawet na końcu tej liczącej prawie pięćset stron książki, wciąż nie możemy być niczego pewni. Autor nie droczy się jednak z nami przeskakując pomiędzy wątkami w najbardziej emocjonujących momentach. Wręcz przeciwnie – daje nam odpowiedzi wtedy, kiedy łakniemy ich najbardziej. A sprawa jest tak złożona, że konkrety otrzymujemy co parę stron. Jest tu wszystko – desperacja, miłość, romanse, sztuka i zło w swoim najbardziej obrzydliwym obliczu. Szalone idee i pokłady nadziei, straszliwe zbrodnie i wielkie umysły ludzi uzdolnionych. Z jednej strony obserwujemy rodzinę pogrążoną w rozpaczy, toczoną przez okrutną chorobę, jaką jest niepewność, a z drugiej powoli odkrywamy historię i tajemnice Julie, siedemnastolatki, która wydaje się tak bezosobowa i przezroczysta, jakby tylko dla rodziny miała jeszcze jakiekolwiek znaczenie, a dla innych została zupełnie wymazana. Przez kogo i dlaczego?
„Imię wykrzyczane w górach: oto kim stała się jego córka”. A rozwiązanie tej zagadki skrywa… Polska.
Z całą pewnością nie jest to powieść dla każdego, ponieważ prowadzi nas w najgłębsze czeluści ludzkiego zła i okrucieństwa, pokazując je w bardzo poruszających aspektach. Każe się zastanowić czym jest piękno i czy sami nie szukamy go często tam, gdzie nie powinniśmy. Niemniej jednak, jest to najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku, jeśli nie w życiu.
Przygotowała bibliotekarka Maria Piechowska / Dział Udostępniania Zbiorów i Animacji
Źródło okładki: lubimyczytac.pl