Marina Chapman, Dziewczynka bez imienia
Wydawnictwo Amber, 2013
Choć autobiografie, a tym bardziej książki oznaczone jako „historie prawdziwe” niekoniecznie są tym, co przyciąga mój wzrok, gdy krążę wśród księgozbioru, z tą pozycją było inaczej. Co zaintrygowało mnie pierwsze? Czy był to tytuł sugerujący, że mamy do czynienia z dzieckiem pozbawionym do cna wszystkiego, nawet tożsamości? Czy może widok skulonej, nieufnej dziewczynki na okładce, być może nawet dzikiej, zasłaniającej się rękoma? Dzisiaj ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Niemniej jednak sięgnęłam po tę książkę i zaczęłam czytać opis:
“Dziewczynka wychowana przez małpy…
Dorastała w dżungli…
Tarzan była kobietą…
Tańcząca z małpami…”
Co za tandetne hasła – pomyślałam, jednak czytając dalej dowiedziałam się, że tak właśnie brzmiały nagłówki gazet, gdy Marina wyjawiła historię swojego życia. Postanowiłam, że przeczytam tę książkę – po to, żeby spośród pełnych sensacji dziennikarskich krzyków, usłyszeć autentyczny głos bohaterki.
Emocją, jaka towarzyszyła mi przez całą lekturę, był sprzeciw. Wewnętrzny brak zgody na to, że dziecko może spotkać w życiu tyle zła. Zło – bardzo pojemne, skrajne słowo, które w niewielu przypadkach jest adekwatne. W tym z całą pewnością jest. “Dziewczynka bez imienia” to historia Mariny, która jako czteroletnie dziecko została porwana spod domu i z niewiadomej przyczyny porzucona w środku kolumbijskiej dżungli. To historia dziecka, którego jedynym doświadczeniem czułości aż do wieku nastoletniego było iskanie przez małpy. Człowieka, który jedynie na podstawie badań genetycznych jest w stanie określić, z jakiego kraju może pochodzić i w jakich latach przyszedł na świat. Nawet nie próbuje zgadywać swojego imienia – wybrała je sobie sama, porzucając kilka wcześniejszych, nadanych przez opiekunów… a może raczej oprawców. To, co w tej historii jest naprawdę wzruszające, to nadzieja, z jaką Marina rozpoczyna każdy kolejny etap swojego życia, pokładając wiarę w tym, że w końcu doświadczy ludzkiego dobra.
Książka porusza wiele trudnych tematów – porwania, porzucenia, samotności, pogardy, braku szacunku, głodu, przemocy, prostytucji, przestępczości, śmierci, kryzysu bezdomności, strachu o własne życie. To, co przeraża najbardziej, to świadomość, że wszystkie te zjawiska zmieściły się w życiorysie czternastoletniego dziecka. Dziecka, które z braku wyboru pokochało małpy kapucynki jak najbliższą rodzinę, ale wiedzione intuicyjną tęsknotą za posiadaniem matki, wróciło do świata ludzi – tylko po to, żeby przekonać się, że często to zwierzęta mają w sobie więcej “człowieczeństwa”.
Czy Marina ma na potwierdzenie swojej historii jakieś dowody? Cóż, wątpliwości nie ulega fakt, że wciąż rozumie odgłosy wydawane przez małpy, posiada zdolność znajdowania w lasach pożywienia bezpiecznego dla człowieka, sprawnie porusza się na czworakach i nie ma sobie równych we wspinaczkach po drzewach. Z badań jej kości wynika, że z całą pewnością była niedożywiona w dzieciństwie. Być może to inne traumatyczne doświadczenia wywołały fałszywe wspomnienia o życiu w dżungli? Być może kobieta spragniona jest atencji? Naukowcy twierdzą bowiem, że kapucynki nie wykazują skłonności do przyjmowania do swojego stada obcych, nawet po długim czasie. W co uwierzymy? I przede wszystkim, czy damy sobie prawo do chłodnej oceny prawdopodobieństwa, czy może z pokorą wysłuchamy historii około 73-letniej dziś Mariny, mając w głowie słowa Marka Twaina, który stwierdził, że “prawda jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być prawdopodobna. Prawda – nie”…
Przygotowała bibliotekarka Maria Piechowska / Dział Udostępniania Zbiorów i Animacji
Źródło okładki: taniaksiazka.pl