Magdalena Samozwaniec
26 lipca 1894 roku przyszła na świat Magdalena Samozwaniec. Pisarka i felietonistka, uznana za pierwszą damę polskiej satyry.
Magdalena Samozwaniec zdobyła ogromną popularność swoją debiutancką powieścią „Na ustach grzechu”, która ukazała się w 1922 roku. Jest to purnonsensowa parodia modnego na tamten czas romansu Heleny Mniszkówny „Trędowata”.
„Gdy mój ociec ujrzał wprost nieprawdopodobny sukces, jaki ta książka w krótkim czasie osiągnęła, powiedział do mnie rozkazująco: Pisz! Tego nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Zamiast jeść, jak moje rówieśnice, bawić się i flirtować, ja pisałam. Byle co, byle pisać – tak mówiła Magdalena Samozwaniec.
Magdalena Samozwaniec była satyrykiem oraz tropicielką obłudy i hipokryzji społecznej.
Podczas rozmowy z Krzysztofem Rudzkim na antenie Polskiego Radia, opowiadała o skandalu jaki wywołała jej sztuka „Malowana lala”. Autorka wykorzystała w niej fakty z życia krakowskiej bohemy, co nie spodobało się wszystkim.
Autorka zawsze lubiła być w centrum uwagi. Można to było zauważyć chociaż przez sposób w jaki się ubierała. Było elegancko i gustownie, ale niekoniecznie modnie. Niekiedy sama projektowała swoje kreacje, które szyte były zawsze u renomowanej krawcowej.
„Polki zanadto się trzymają mody, a do tego hodują bujne kształty. Paryżanki są tak szczupłe, bo nie jedzą tyle klusek
i kartofli, więc mogą nosić co chcą. A Polki w tych modnych krótkich spódniczkach często wyglądały koszmarnie.
Chwała Bogu i Diorowi, że moda wydłużyła spódniczki. Gdybym mogła, naśladowałabym modę bardzo niewolniczo, ale mam męża bardzo krytycznie do mojego wyglądu usposobionego i często słyszę, że wyglądam jak wariatka” – mówiła Samozwaniec w rozmowie z Anną Retmaniak w audycji „Dziesięć minut o modzie z Magdaleną Samozwaniec”.
Kipiąca nowymi pomysłami Magdalena Samozwaniec stała się prekursorką wyjazdowych spotkań z miłośnikami swojej twórczości. Do końca swojego życia jeździła po całym kraju na spotkania autorskie, ceniąc sobie możliwość nawiązywania
z czytelnikami specjalnej więzi.
„Spotkania odbywały się w różnych miejscach: domach kultury, remizach, halach fabrycznych, bibliotekach, szkołach, ośrodkach wiejskich. Magdalena spotykała się ze studentami, żołnierzami, wiejskimi gospodyniami, robotnikami. Co ciekawe, ze wszystkimi potrafiła nawiązać kontakt” – zauważyła Teresa Podraza.
Magdalena Samozwaniec zmarła 20 października 1972 roku w Warszawie.
Pielęgniarka, która zajmowała się pisarką pod koniec jej życia tak opisała jej ostatnią drogę:
„Była wesoła, taki miała też pogrzeb. Kiedy na Starych Powązkach powiedziano nam, że w Alei Zasłużonych nie ma już miejsca, poszliśmy na Wojskowe Powązki, gdzie miejsce się znalazło. Teren był tam jednak bardzo piaszczysty, A, że Aleja dopiero powstawała, ustaliliśmy, że w dniu pogrzebu trumna zostanie umieszczona w świeżo wykopanym dole, po ceremonii zaś zostanie wyciągnięta i złożona ponownie do wymurowanego dołu. Jak postanowiono tak zrobiono. Trumna została złożona. Dół przykryto drewnianą kratą, którą zasłały wieńce i kwiaty. Na pogrzebie było mnóstwo osób, każdy chciał być jak najbliżej grobu, więc ludzie przybliżali się i przybliżali. Przy samym grobie stała rodzina i my. Podejść do nas chciała też Halina Jasnorzewska. Tłum zaś napierał – i w pewnej chwili część ziemi się osunęła… a siostra Lotka wpadła do grobu! Miała na sobie płaszcz z kołnierzem z lisa. Edkowi nie przyszło do głowy, że ten kołnierz nie jest przyszyty, i odruchowo chwycił za niego…
I oto na pogrzebie pisarki, która całe życie była wesoła, nastąpił moment humorystyczny. Edek stał z kołnierzem w ręku,
a zszokowana Halina siedziała na trumnie! Może to przykład czarnego humoru, ale podejrzewam, że Magdalena – patrząc na całe to zdarzenie gdzieś tam z góry – szczerze się uśmiechała.