Mędrol nad mędrole

Felieton

Mędrol nad mędrole

Na pocątku wsędy byli górole… no i jak się z tym nie zgodzić? Jak nie wierzyć  góralowi z dziada pradziada, mędrolowi i księdzu, który do życia podchodził z niebywałym dystansem i autoironią. Miłował gwarę i wolność nade wszystko, a  człowiek był zawsze i wszędzie dla niego najważniejszy. Mawiał… Czasami się śmieję, że najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnego faux pas czy niestosowności bo ten wybitny myśliciel, intelektualista, publicysta był również wspaniałym kapłanem. Kiedy pojawiał się w jakimkolwiek miejscu, a już na pewno na ambonie, czy na ołtarzu w kościele – jak to ktoś kiedyś powiedział – to jakby się drzwi otwierały w człowieku i żyć się chciało

Rok 2025 – ogłoszony został rokiem ks. prof. Józefa Tischnera – jako rok pojednania, miłości i szacunku.
Daj Boże! oby tak było, bo patronuje mu wielki człowiek, który przez całe swoje życie budował mosty między różnymi środowiskami i nurtami umysłowymi, a jego działalność i dziedzictwo zachowują wartość zarówno w kontekście religijnym, jak i świeckim. Przy ogłaszaniu Roku Tischnerowskiego w Senacie, za uchwałą opowiedziało się 78 senatorów, nikt nie był przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu. I prawidłowo, bo każdy głos przeciw byłby wielkim „grzechem”.
Ks. Tischner odszedł 25 lat temu pozostawiając po sobie bogaty dorobek intelektualny, który do dziś inspiruje czytelników
i pobudza do refleksji nad istotą człowieczeństwa, wolności, solidarności, odpowiedzialności i miłości.
Oprócz swoich książek pozostawił również pamięć o mądrym i dobrym Człowieku…

Był prawdziwym mędrolem, którego uwielbiałam słuchać, czytałam bo wiedziałam, że warto, że mądrze, że inteligentnie…
że prawdziwie. Myślenie w pogodzie ducha – to chyba najważniejsze w Tischnerowskim przekazie. Nie podjęłabym się analizy publikacji filozoficznych, ale ponieważ góralską kulturę kocham, znam trochę Podhale (bo szwagier góral), zdarzyło mi się nawet kiedyś prowadzić koncert zespołu Trebunie-Tutki w moim rodzinnym mieście i wielokrotnie uczestniczyłam w cudnym (za każdym razem) Kongresie Kultury Regionów w Nowym Sączu gdzie góralszczyzną się wprost oddychało.
Podhalańską gwarę i muzykę ubóstwiam a góralskie dowcipy nigdy mi się nie znudzą… to na tej lżejszej stronie skupić bym się chciała, czyli tak pogawędzić o Tischnerze na wesoło, bo też wesołym mędrolem był.

Kilka zdań księdza Tischnera na stałe weszło już w słowny obieg, są z Jego osobą kojarzone i o ile kiedyś mogły uchodzić wręcz za słowną prowokację, dzisiaj nie wzbudzają zdziwienia czy kontrowersji, bo przecież każdy dobrze już wie, że jak świat światem… jest: świento prawda, tys prawda i gówno prawda – cytat – perełka!

Pogodę ducha i dowcip miał we krwi. Tischner wspominał, że w rodzinie krążyła opowieść jakoby jego matka do 4. roku życia prawie się nie odzywała. Sebastian Chowaniec zawiózł więc córkę do Sanktuarium w Ludźmierzu i tam przed figurą Najświętszej Panienki modlił się w jej intencji. Kiedy niedługo potem rozgadała się na dobre – mój ojciec – mówił Tischner – miał przez całe lata do Matki Boskiej pretensje. Tak oto był „zarażony dziadkiem” i na Podhale i na świat  patrzył
z Jego perspektywy: z wiarą, prostotą, życiową mądrością i niebywałą swadą.

Gwara była dla niego jak sacrum – to nie tylko słowa, ale odrębny styl myślenia, oryginalny sposób widzenia i opisywania świata ze skrótami i syntezami, puentowaniem żartem i finezyjnymi powiedzonkami. Kiedy na początku lat 90. zagraniczni dziennikarze poprosili Tischnera o komentarz do sytuacji w Polsce, ten posłużył się góralskim żartem: U nas jest teraz tak, jak w kolejce na Kasprowy: widoki piękne, rzygać się chce, a wysiąść się nie da. Ba! prowda!

Wśród górali krąży powiedzenie: Ożenić się – tydzień dobrze, świnię zabić – miesiąc dobrze, księdzem być – całe życie dobrze. Tischner rzadko opowiadał o samych początkach pracy kapłańskiej. Raz jeden w gawędzie radiowej żartobliwie wspomniał, jak udzielił po raz pierwszy ostatniego namaszczenia: To był chłopak, którego na Podhalu przywaliły kamienie. Wyszedł, żyje.
W ogóle mam szczęście do ostatnich namaszczeń: prawie nikt po nich nie umiera. I przypuszczalnie dlatego wyrzucili mnie z parafii
i zrobili profesorem – bo po moich doświadczeniach nie było dochodów w parafii.

Jako duszpasterz szybko zdobywał zaufanie swoich uczniów. Poczucie humoru, literackie zainteresowania i naturalny styl bycia – wszystko razem sprawiało, że młodzież do niego lgnęła. Opowiadał jak to jednego razu uczennica zadała mu pytanie: Czy dziewczyna może zakochać się w księdzu? – Może, ale po co? – miał odpowiedzieć.

Wykłady ks. Tischnera w krakowskim seminarium wspominane są równie ciepło. Ceniono go za dowcip i dystans do struktur kościelnych. Kiedy klerycy narzekali, ze przełożeni nie słuchają ich postulatów, odpowiadał: Chłopaki, nie wiecie gdzie jesteście? Dialog w Kościele to dialog dupy z kijem.

Tłumaczył w jednym z wywiadów, że nie wybiera się filozofii, którą się będzie uprawiać, ale to filozofia wybiera…
Czuł się wybrańcem chociażby ze względu, na znajomość z Romanem Ingardenem i Antonim Kępińskim. Po wydaniu słynnej „Etyki Solidarności” oczekiwano od niego emocjonalnego wsparcia i rad. Wtedy Tischner napisał swój słynny ironiczny autokomentarz: Wybrałem, aby być ciasnym i tępym filozofem Sarmatów. Staram się im wymyślać i dobrze radzić. Na szczęście  niezbyt mnie słuchają, więc i wina moja nie będzie zbyt wielka.

Pewne jest, że oswajał świat myśleniem, nawet wtedy, a raczej szczególnie wtedy, kiedy sypał jak z rękawa góralskimi dowcipami. Owe „przekładanie na góralski” stało się znakiem firmowym ks. Tischnera.
Czy naprawdę uważa Ksiądz, że wszystko co najważniejsze można przełożyć na góralski? – został kiedyś zapytany.
W zasadzie tak – odpowiedział Tischner – a jak się nie da, to i gadać szkoda.

Mówiło się w Krakowie, że jest księdzem, który nikomu nie odmówi rozmowy, dlatego w domu księży profesorów przy
ul. Świętego Marka każdego dnia toczyły się dyskusje do późnych godzin wieczornych. Po prostu był dla ludzi… o nich i dla nich pisał. Najcudniej bo gwarą opowiadał filozoficznie w wyśmienitej „Historii filozofii po góralsku” – majstersztyk i filozofii,
i gawędy.

Kiedy zadano Tischnerowi pytanie o jego pozycję w życiu publicznym, odpowiedział, że nie jest ani z prawicy ani z lewicy,
ino z Łopusznej i wiele zawdzięcza tamtejszym przyjaciołom i sąsiadom… Moim ideałem jest mój sąsiad, który 5 procent swojej wyobraźni poświęca polityce, 50 procent zwierzynie, a resztę przechadzającym się po wsi dziewczętom. U mnie te proporcje układają się podobnie, z tym, że ja jeszcze w tym wszystkim znajduję miejsce na Boga. Odbywa się to kosztem zainteresowania dla zwierzyny czy raczej dziewcząt? – zapytano. Kosztem zwierzyny – odpowiedział Tischner. Ot taki to mędrol – z humorem.

Na koniec jeszcze jedna rozmowa… pod koniec życia, w ciężkiej chorobie, latem 1998 odwiedził Tischnera w Łopusznej przyjaciel Jan Gutt Mostowy. Siedzieli na tarasie, rozmawiali o polityce i Kościele i kiedy gość wsłuchiwał się w wysilony szept Tischnera, nagle jego „dusza góralska zawrzała gniewem”; Psiokrew! Ka jest ta sprawiedliwość Bosko, że takie rozmaite dziody obrastają w sadło, a ty bidoku tak się musis myncyć?!. Tischner uśmiechnął się i wyszeptał: Jasiu, Pon Bóg stworzył świat nie dlo sprawiedliwości, ale dlo miłości.

Czytajcie Tischnera – bo warto! A na kwietniowe Małopolskie Dni Książki Książka i Róża polecam absolutnie rewelacyjną Historię filozofii po góralsku oraz Wojciecha Bonowicza Tischner. Biografia i Kapelusz na wodzie: gawędy o Księdzu Tischnerze, którą to „połknęłam” z wielką radością podczas pisania tego felietonu. I pamiętajcie, że… na pocątku wsędy byli górole…

Felieton publikowany w Poradnik Bibliotekarza 4/2025

Olga Nowicka

Scroll to Top