Sołectwo Okradziejówka ma swoją historię
z Małgorzatą Grzyb, sołtysem wsi Okradziejówka
rozmawiała Ewelinę Langer (E.L.)


autorzyspis treściindeks

 





Małgorzata Grzyb (M.G.)
- Pochodzę z małej wsi Pałuki.
Od ponad 30 lat mieszkam i pracuję w Okradziejówce.
Pełnię funkcje sołtysa od 13 lat.
Lubię kontakt z ludźmi oraz z przyrodą.
Wraz z mężem prowadzimy hodowlę ptaków: gęsi, kaczek, pawi, papug. Bardzo relaksuje mnie praca w ogrodzie.
 

 
 
E.L.: Jest pani sołtysem Okradziejówki od lat? SOŁTYSOWANIE
M.G.: Dwunastu, trzynasty rok.  
     
E.L.: Jak to się wszystko zaczęło. Jak pani trafiła do Balina? Bo pani nie jest drzewem?  
M.G.: Nie, nie, nie jestem drzewem, jestem przybysz.  
     
E.L.: Jest pani krzakiem?  
M.G.: Jestem nabyta. W 1980 roku wyszłam za mąż. Mąż pochodzi z Okradziejówki. Ja pochodzę z Pałuk (kujawsko-pomorskie).  
     
E.L.: A poznaliście się?  
M.G.: Oj daleko, koło Suchej. Byłam na weselu i tam poznałam przyszłego męża i weselem skończyła się nasza znajomość.  
     
E.L.: Zamieszkaliście gdzie?  
M.G.: Zamieszkaliśmy w domu rodzinnym męża. Przyszłam do teściów. Nie mogę narzekać, to byli dobrzy ludzie i dobrze mnie przyjęli. Wyremontowaliśmy górę domu, i mieliśmy osobne mieszkanie. No a teraz jak teściowie pomarli, to my pójdziemy na dół, a dzieci na górę.
Nasz dom, powstał 1926 roku, był 2 albo 3 domem we wsi. Przed domem były stawy, pływały w nich kaczki, łabędzie. Stawy powstały, bo była tu wydobywana glina. Teren zresztą nadal jest podmokły. Mąż czując sentyment do starego krajobrazu, spróbował go odtworzyć, bo woda (choć trochę mniejsza) nadal jest, ptactwo pływa, ptaki śpiewają, nawet zające, sarny, jelenie i szkodniki lisy się pojawiły.
Teściowie już niestety nie żyją, oni to opowiedzieliby historie. Przeżyli wojnę, często ten okres zresztą wspominali. Styczeń 1945 był burzliwy, front przetaczał się tuż obok, nasz dom był cały ostrzelany (jeszcze pociski tkwią w ścianach). Niemcy nie narobili wielu szkód, nawet doradzali dziadkowi, żeby krowie pysk związać, bo mówili, że jak przyjdą Rosjanie, to wszystko zabiorą.
DOM
     
E.L.: A jak zaczęła się Pani przygoda z sołtysowaniem? SOŁTYSOWANIE
M.G.: No zmarł poprzedni sołtys, Józef Kępka, i trzeba było wybrać sołtysa i jakoś tak się złożyło, że zostałam wybrana. Nie wiem jak to się stało...  
     
E.L.: Jakby nie mieli zaufania to by nie wybrali.  
M.G.: No jakoś tak się stało, potem następna kadencja i następna i teraz już jest czwarta.  
     
E.L.: Ciężka praca? PRACA
M.G.: Wie Pani jak to jest z pracą na rzecz ludzi, różnie bywa. Troszkę trzeba się za tym nachodzić. Nie jest tak źle. Chyba, że ktoś to sobie inaczej tłumaczy...  
     
E.L.: Ilu mieszkańców liczy Okradziejówka?  
M.G.: Ok. 300 osób, 70 parę domów.  
     
E.L.: Skąd pochodzi nazwa miejscowości?  
M.G.: Jest taka historia, przekazywana z pokolenia na pokolenie, że nazwa pochodzi od szabrowników, którzy okradali przejeżdżające pociągi właśnie w tej okolicy, bo tu pociągi zwalniały i okoliczności były sprzyjające. To były nie tylko pociągi z węglem, ale trafiały się różnorodne transporty, również z produktami spożywczymi, podobno nawet z czekoladą.
Dawniej na końcu składu, w specjalnej "budce" jechali konwojenci, mieli za zadanie pilnować transportu, zdarzały się więc sytuacje, że podczas prób kradzieży, konwojenci strzelali do złodziejaszków.
 
     
E.L.: Niewielka wieś, ale zaczyna być o was słychać. Do niedawna Okradziejówka była traktowana jako przysiółek Balina, nie wiadomo było czy to wieś, czy dzielnica...  
M.G.: To sołectwo ma swoją historię, co prawda powstała jako przysiółek Balina w I poł. XIX wieku, ale od lat 39 Okradziejówka jest odrębnym sołectwem. Sołtysi, których pamiętam: Bolesław Pstraś – był sołtysem 17 lat, Marta Pstraś - była sołtysem 4 lata, Józef Kępka – był sołtysem 5 lat. No i teraz ja zostałam. Myślę, że jakiś młody się ujawni i przekażemy władzę. Póki co na razie będę sprawować te funkcję w miarę swoich możliwości.  
     
E.L.: A są takie osoby we wsi, które są zaangażowane...  
M.G.: Są takie osoby, choć większość jest takich, które chciałyby wszystko "na gotowe", pani tez pracuje z ludźmi, to pani wie...  
     
E.L.: Praca z ludźmi jest bardzo ciekawa, tylko wymaga dużo poświęcenia, dużo rozmów trzeba przeprowadzić, dużo cierpliwości trzeba mieć...  
M.G.: To prawda, poza tym, przede wszystkim samemu trzeba wierzyć w to co się chce zrobić, a dopiero potem można innych przekonywać.  
     
E.L.: A co się pani udało zrobić we wsi, z czego jest pani dumna?  
M.G.: Ho ho, nie przygotowałam się... udało mi się zlikwidować sołtysówkę, na stacji, bo to było niepotrzebne i tak nikt tam nie przychodził. Drogi, boisko, plac zabaw, mogę pochwalić nowa zjeżdżalnią, na plac zabaw przychodzą zresztą dzieci nie tylko z Okradziejówki, ale i z Balina, Luszowic. Mikołajki – są organizowane od 6 lat. Mikołaj przyjeżdża żółtym autkiem, ja za kierownicą, z prezentami w bagażniku. Dzieci już czekają na placu zabaw, w centrum wsi. Radości i śmiechu zawsze jest co niemiara. A teraz przygotowujemy się do imprezy z okazji Dnia Dziecka.  
     
E.L.: To już cykliczna impreza?  
M.G.: Nie, po raz pierwszy ją organizujemy, z funduszu sołeckiego mamy pieniądze. Został zakupiony namiot, ławy, stoły, reszta pieniędzy będzie przeznaczona na nagrody, poczęstunek.  
     
E.L.: Jak będzie wyglądała ta impreza?  
M.G.: Od 14 do 18 ma to być. Będzie wodzirej, prowadzący cała zabawę, konkursy z nagrodami, zabawa z klaunem, zamek dmuchany, będą kiełbaski oraz coś na słodko. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie, mam nadzieję, że niewypału nie będzie, bo na przyszły rok planujemy znów cos dla dzieci, dla seniorów.  
     
E.L.: Uważa Pani, że brakuje we wsi takich imprez integracyjnych?  
M.G.: Uważam, że to jest ważne, aby ludzie mieli się gdzie spotkać, żeby czuli się że tworzą jedną społeczność, że powinni działać wspólnie na jej rzecz. Powinni się czuć za nią odpowiedzialni. I takie imprezy, między innymi temu służą.  
     
E.L.: Miejsce jest, boisko przy placu zabaw, środki są, organizatorzy w osobie sołtysa też, teraz tylko chęci ze strony mieszkańców.  
M.G.: Liczę na moich ludzi... To miejsce centralne wsi też zrobiło się ładniejsze, zlikwidowaliśmy blaszak, w którym od dobrych paru lat nic się działo, tylko straszył, dzięki temu jest we wsi ładniej. Posialiśmy trawę, trochę się martwimy, bo ma w najbliższej przyszłości powstać wiadukt i nie bardzo wiadomo co tam robić...  
     
E.L.: Wieś jest ładniejsza, bo?  
M.G.: Bo nie ma już wysypiska śmieci. Zostało zrekultywowane, obsadzone, dbają o to, koszą, w bardzo dobrym stanie jest utrzymane i stało się miejscem spacerów, atrakcją, a nie odstraszaczem...  
     
E.L.: Wysypisko jak długo istniało?  
M.G.: Działało w latach 1983 – 2002, projekt zamknięcia i rekultywacji odpadów zrealizowano w latach 2008-2009. Wysypisko było bardzo uciążliwe, ogromna ilość papierów i reklamówek, ptaków, jak u Hitchcocka, zdarzały się szczury, fetor, no i przede wszystkim świadomość, że jest to bomba ekologiczna, zatruwająca nas, mieszkańców! Trochę "zysków" z tego było. Zawsze przy takich uciążliwych inwestycjach, można coś dla wsi ugrać, mieszkańcy byli zwolnieni z podatków od gruntów i nieruchomości, nie musieli płacić za wywóz nieczystości, wyremontowano stare drogi, położono asfalt w miejscach, gdzie do tej pory były drogi szutrowe, oświetlenie wykonano, koszono tereny zielone. Wykonano gazyfikację wsi i pośrednio wykonano przyłącza wodociągowe. Dawniej wodę dowożono beczkowozem z szybu Balin.  
     
E.L.: Jakie plany, marzenia do zrealizowania? MARZENIA
M.G.: Mała społeczność, małe pieniądze, przydałaby się choćby taka sołtysówka, no co jeszcze, żeby to wszystko grało, było czysto, schludnie, a jak będą fundusze to dalej będziemy organizować imprezy dla mieszkańców, Mikołajki dla dzieci, co roku zresztą ta impreza mikołajkowa jest, wszystkie dzieci otrzymują paczki.  
     
E.L.: Gdzie do szkoły chodzą dzieci z Okradziejówki? SZKOŁA
M.G.: Do szkoły i do przedszkola w Balinie.  
     
E.L.: A ile jest dzieci we wsi?  
M.G.: Takich od 0 do 14 jest 45 (na ten rok 2013).  
     
E.L.: Jest spadek urodzin, czuć niż?  
M.G.: Nie, ja wiem, wcześniej to miałam 38, co rok dzieci przybywa jedni się wyprowadzą, kolejni się wprowadzają. Zawsze jest zwyżka. Na tę imprezę na dzień dziecka to liczę dzieci do 18 roku życia i ich będzie ok. 60. No jak na 300 mieszkańców, to jest ich trochę tych smyków.  
     
E.L.: Zresztą widać, że dzięki temu rekultywacji, teren zrobił się bardzo ładny i atrakcyjny budowniczo.  
M.G.: Dużo domów się buduje, spokój, cisza, to przyciąga teraz ludzi. Domów przybywa, Okradziejówka staje się atrakcyjna.  
     
E.L.: A oprócz tego, że pełni pani funkcję sołtysa, czym się pani jeszcze zajmuje, albo zajmowała? KARIERA ZAWODOWA
M.G.: Pracowałam wcześniej w zawodzie, z wykształcenia jestem krawiec, po szkole pracowałam w zakładzie "Zenit" w Kcyniu, na taśmie, miałam też własną działalność gospodarczą. Natomiast potem, jak przeprowadziłam się do Okradziejówki, to pracowałam w polu, gospodarka była duża, potem zostaliśmy właścicielami tych gruntów i tak się co nieco chowie, jakąś kurę, bażanta, gęsi, pawia, czarnego łabędzia...  
     
E.L.: No właśnie, słyszałam że wycieczki z przedszkola czy szkoły do państwa przychodzą, bo gatunki zwierząt, które hodujecie są egzotyczne.  
M.G.: No może nie jest to zoo, ale sporo ptactwa jest: kaczki, gęsi, papugi, ale to jest pasja mojego męża, ja mu tylko pomagam. To jest pasja, hobby i odkąd pamiętam, zawsze jakieś hodowle były. Dość drogie hobby. Lubi to, wylęgarki sobie nastawia, kurczątka sobie kluje, stawy są dookoła domu, w których część ptaków wodnych żyje.  
     
E.L.: Pasja męża zaczęła się kiedy?  
M.G.: Jak tylko pamiętam, to zawsze go to interesowało, rybki, skalary rozmnażała również moja córka, ok. 60 skalarów ma w akwarium, to jest chyba rodzinne w genach. Woliery pobudował, no to trzeba coś w nich trzymać. Każdy kącik wykorzystany, żeby tam coś się chowało.  
     
E.L.: Uprawiacie jeszcze cos w polu? PRACA NA ROLI
M.G.: Nie, już nie, mąż jeszcze pracuje zawodowo, a dzieci teraz nie są chętne do pracy w polu, takie czasy. Inna sprawa, że się nie opłaca, jeżeli ktoś ma sprzęt, dużą ilość pola, to jest w stanie się z tego utrzymać, małe gospodarstwa nie są rentowne, jak za wszystko trzeba zapłacić, to nigdy człowiek nie wyjdzie na swoje. Mamy we wsi takiego gospodarza, który ma dużą ilość pola, sporą chlewnię bydła, sprzedaje mleko, ziemniaki, największy gospodarz w gminie to jest właśnie u mnie! Jest mała stadnina u nas, na trzy koniki, pod siodło.  
     
E.L.: Kolej jeszcze przeszkadza? KOMUNIKACJA
M.G.: Nie, pociągi kursują coraz rzadziej, straszą nas tym wiaduktem, bo zobaczymy co to wyjdzie, w tym roku maja budować, nasyp taki niesamowity, boję się, że on podzieli wieś, no ale cóż, taka jest potrzeba i wymóg.  
     
E.L.: Bardzo dziękuję za rozmowę!  
M.G.: Ja również i zapraszam na Okradziejówkę!