Dopóki człowiek jest aktywny, dopóty jest młody
z Jadwigą Dudek
rozmawiała Ewelina Langer (E.L.)


autorzyspis treściindeks

 



Jadwiga Dudek (J.D.)
- Pochodzę z Balina. Całe swoje zawodowe życie byłam związana ze Szkołą Podstawową w Balinie. Myślę, że byłam nauczycielem z powołania. Nadal zajmuję się edukacją, teraz jednak jest to edukacja seniorów, działam w Stowarzyszeniu Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Chrzanowie, jestem prezesem Sekcji Emerytów i Rencistów ZNP w Chrzanowie, pracuję w Fundacji na Rzecz Szpitala Powiatowego w Chrzanowie. Jestem na emeryturze, ale się nie nudzę. Kocham muzykę, piesze wycieczki "z kijkami" oraz mój ogród, w którym ciągle jest coś do zrobienia.
 

 
 
E.L.: Jesteś drzewem?  
J.D.: Jeżeli mówisz o tym, o czym myślę (śmiech), to tak. Cała moja rodzina aż do czwartego pokolenia (dalej nie szukałam) pochodzi z Balina, czyli jestem bardzo mocno zakorzenionym drzewem! RODZINA
     
E.L.: Zawsze też mieszkałaś w Balinie, czy były jakieś epizody w innych miejscach?  
J.D.: Był epizod z Tarnowem, ponieważ skończyłam Liceum dla Wychowawczyń Przedszkoli w Chrzanowie, postanowiłam kontynuować naukę w Studium Nauczycielskim w Tarnowie i mieszkałam tam przez dwa lata. Nawet w tym czasie miałam propozycję, aby tam zostać i podjąć pracę, ale chyba tęsknota była silniejsza.  
     
E.L.: Tęsknota za czym?  
J.D.: Przede wszystkim za rodziną, oczekującym mnie narzeczonym (obecnym mężem). Miałam wspaniałych rodziców, tato - Paweł był murarzem, "złotą rączką" i bardzo ciepłym człowiekiem. Mama – Stefania, całe życie zajmowała się domem, dziećmi, a było nas troje, gospodarstwem – mieliśmy pole, hodowaliśmy zwierzęta (kury, gęsi, czasem jakiegoś prosiaka). Atmosfera w domu zawsze była, taka, że chciało się tam wracać.  
   

 
   
  Byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Moje rodzeństwo: starsza siostra Alina i brat Antoni, byli dla mnie bardzo ważni. Siostra była autorytetem i wzorem do naśladowania. W domu zawsze pięknie pachniało chlebem, który piekła moja mama, a później mój brat. Tolek był piekarzem, a piekarnia w której pracował potocznie zwana "U Łokosia" cieszyła się renomą. Kolejki po pieczywo ustawiały się od wczesnych godzin rannych. Chleb tak pyszny, że często wracając z nim do domu połowę się zjadało.  
   

 
   
  Miałam też wielu znajomych i przyjaciół w Balinie, chciałam przydać się na miejscu i tu spróbować swoich sił, jako nauczyciel.  
     
E.L.: Czyli zaraz po szkole, praca? PRACA
J.D.: Tak się udało, że po odbyciu praktyk i ukończeniu studium rozpoczęłam pracę w Szkole Podstawowej w Balinie. Pani kierownik Domicela Marcinkiewicz już w czasie praktyki dawała mi informację, że chciałaby mieć mnie w swojej szkole i tak się stało.  
   

 
   
  Pracowałam w Szkole Podstawowej w Balinie 31 lat.  
     
E.L.: Uczyłaś tylko początkowe klasy?  
J.D.: Tak, byłam nauczycielem nauczania początkowego i muzyki. Moja pierwsza klasa była klasą, dla mnie wyjątkową, "prowadziłam" ją aż do skończenia klasy ósmej. Zdarzało się również, że uczyłam innych przedmiotów: plastyki, Przysposobienia Wojskowego. Z racji moich zamiłowań muzycznych prowadziłam zajęcia nadobowiązkowe w szkole: chór, zespół wokalny, zespół wokalno-taneczny, zespół taneczny, koło PCK.  
   

 
   
E.L.: Jak wspominasz swoje początki w szkole? SZKOŁA
J.D.: Szkoła w której zaczęłam pracę, była znanym mi z dzieciństwa miejscem, sama do niej uczęszczałam. Potem właśnie tam odbywałam praktykę jako studentka SN. Jakby naturalną koleją rzeczy stał się fakt, że właśnie tam rozpoczęłam swoja przygodę z nauczaniem i tam również ją zakończyłam. Moja pierwsza klasa liczyła 38 uczniów, ciasna klasa z drewnianymi ławkami, szatnią w kącie klasy, dużym kaflowym, często dymiącym piecem. Wspominam jednak przede wszystkim uczniów – wspaniałe dzieci, które zawsze traktowałam jak swoje, a spotykając się z nimi nadal czuję do nich ogromną sympatię.  
   

                             

 
   
E.L.: Pamiętam z dzieciństwa taka sytuację, że kiedy szłyśmy przez naszą wieś, nagle jeden z mijających nas mężczyzn, wyglądający dość statecznie (dla mnie), powiedział do Ciebie "dzień dobry". Zapytałam, a kto to jest, ten pan? Odpowiedziałaś: to jest mój uczeń! Byłam zszokowana, jak to możliwe?!  
J.D.: (śmiech) Ja również pamiętam tę sytuację, zresztą podobnych było wiele. Anegdotą jest również sytuacja, że kłania mi się mężczyzna na ulicy, mąż pyta, a kto to, ja odpowiadam: ojciec mojego dziecka (oczywiście klasowego). Gdy zaczynałam pracę jako nauczyciel, miałam 21 lat. Uczniowie z najstarszych klas mieli wtedy 15-16, różnica wieku niewielka!  
     
E.L.: Czy dzięki temu kontakt z uczniami jest lepszy?  
J.D.: Nie wiem czy lepszy, myślę że to nie od wieku zależy, ale od naszego podejścia do ucznia, sposobu rozmowy, umiejętności dotarcia. Z kolei fakt, że wszyscy mnie we wsi znali, czasami ułatwiał, zwłaszcza kontakty z rodzicami. Jeżeli jakiś uczeń coś "nabroił" zamiast wzywać rodziców do szkoły, często wracając z pracy wstępowałam do nich, żeby porozmawiać. Zanim "winny" dotarł ze szkoły do domu, rodzice już wszystko wiedzieli! Zresztą metody wychowawcze były wtedy zdecydowanie inne. Był ogromny szacunek do nauczyciela, do starszych osób czy księdza. Trochę mi tego szkoda.  
     
E.L.: Jak układała się współpraca z innymi nauczycielami?  
J.D.: Kadra z którą pracowałam przez te wszystkie lata, to byli naprawdę nauczyciele z powołania. Świetni fachowcy i bardzo dobrzy ludzie. Dlatego z wieloma z nich nadal utrzymuję kontakt, spotykamy się, wspominamy. Wiele starszych koleżanek było dla mnie wzorami w mojej pracy.  
   

 
   
E.L.: Nie skończyła się twoja przygoda z edukacją?  
J.D.: Nie, i bardzo się cieszę, bo dopóki człowiek jest aktywny, spełnia się w tym co robi, dopóty jest młody! Działam aktywnie w Stowarzyszeniu Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Chrzanowie, czyli mam bezpośredni udział i swój wkład w nauczanie dorosłych. Jestem od 2005 roku przewodniczącą Sekcji Emerytów i Rencistów przy ZNP w Chrzanowie. Byłam radną przez trzy kadencje, członkiem Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, byłam też ławnikiem w sadzie i długo by jeszcze wymieniać. Teraz jestem członkiem Rady Sołeckiej. Nie nudzę się w każdym razie na emeryturze!  
     
E.L.: Jakieś plany na dalsze lata?  
J.D.: Jestem typem społecznika. Dlatego póki zdrowie pozwoli mam nadzieję, że nadal będę działać na rzecz społeczności lokalnej. Chcę nadal czuć się potrzebna!  
     
E.L.: Dziękuję za rozmowę.  
J.D.: Ja również.