Dzwony rozpędzające chmury
z Krystyną Jachymczyk
rozmawiał Krzysztof Tomala (K.T.)

autorzyspis treściindeks

 



Krystyna Jachymczyk (K.J.)
- Nazywam się Krystyna Jachymczyk.
Chociaż urodziłam się w szpitalu powiatowym w Chrzanowie 8.10.1948r. to jestem stałą mieszkanką Luszowic. Tu się wychowałam i tu mieszkam
do dnia dzisiejszego. W latach 70-tych sprawowałam urząd sołtysa wsi Luszowice jak również byłam radną "Gminnej Rady w Chrzanowie", pracowałam jako "Ławnik" w Wydziale Cywilnym, Sądu Rejonowego w Chrzanowie. Od lat należę do "KGW" Luszowice i Chrzanowskiego Stowarzyszenia Folklorystycznego. Interesuję się historią wsi Luszowice
i jej mieszkańcami, lubię też opowiadać Gawendy związane z historią
naszej miejscowości.
 

 
 
K.T.: Na terenie Luszowic w centrum wsi stoi kapliczka. Proszę powiedzieć jej krótką historię. Jaką rolę spełniała w życiu mieszkańców Luszowic? KAPLICZKA
K.J.: Ano dziecko. Kapliczka to była wybudowana bardzo wcześnie, bo była wybudowana jak to mówili dawno: "Panu Bogu na chwałę, a ludziom na wieczną pamiątkę". A to był dar w podzięce za uratowanie Luszowic i okolic z cholery. To była taka brzydka choroba, nazywała się cholera, mur na to mówili dawniej. No i za to że te tereny ocalały i ludzie postanowili tę kapliczkę pobudować. Także w 1846 roku została ukończona budowa tej kaplicy, ona była trochę wcześniej budowana ale została ukończona ta budowa i mieszkańcy się zwrócili do ówczesnego konsystorza o poświęcenie i o danie pozwolenia na odprawianie Mszy Świętej. I takie coś było. Jest to dekretem [zatwierdzone]. Nie będę tu teraz mówić ino wiem, czytałam gdzieś coś takiego, że jest to dekretem przeznaczone, że można niekiedy odprawiać Msze Święte w kaplicy. A to niekiedy za mojej pamięci, jak odpowiadali moi dziadkowie, to było w ten sposób, że te msze zawsze się odprawiały na odpust na Anny – 26 lipca. No i w dni krzyżowe w maju przypadają dni krzyżowe w maju co się obchodzi do trzech krzyży to ksiądz zawsze msze odprawiał. Dawniej tak było, co ksiądz z ludziami do krzyża nie szedł, tylko msze odprawił i se z powrotem do Balina jechał. No a ludzie szli do krzyża i śpiewali pieśni, modlili się. To zależy jak tam trzeba było jak był deszcz to o pogodę, jak była pogoda to o deszcz, no zależy jak co tam było czego było potrzebne. I różne modły. A rolę jaką ona spełniała? Tam było takie drugie pytanie: jaką ona rolę spełniała? No więc, mnie się wydaje że bardzo ważną rolę spełniała dla mieszkańców Luszowic. To był jedyny taki punkt gdzie by mieszkańcy mogli się zebrać a i czasami pomodlić. I ta kaplica jest tak usytuowana na krzyżówce, i z której strony by nie szedł Luszowic, to każdy musiał trafić do kaplicy. Każdy musiał trafić pod kaplicę. I tam pod tą kaplicą jeszcze za dawnych czasów – jak wiem z opowieści - na drzewie które tam stało był uwieszony taka szyno, bo był w Luszowicach dwór, gdzie wychodził taki stróż i walił w te szynę, bębnił żeby ludzie szli na pańskie. Wychodź chłopie na pańskie.  
     
K.T.: A co to było dokładnie?  
K.J.: A to było dokładnie, to był dwór w Luszowicach i ludzie odrabiali pańszczyznę. Cztery dni musiał odrobić u Pana we dworze. Bo był dwór. A dwa dni mógł se robić u siebie. I oni wtedy tak właśnie dzwonili. I wychodź chłopie na pańskie. To tak to było. No i tak ja już zapamiętałam, jak opowiadali moi dziadkowie i ludzie tu no sąsiedzi. To jak do Balina się szło do kościoła i załóżmy że było jakieś uroczystości dzieci Komunie miały czy jakieś tam inne uroczystości były to się dzieci zbierały. I ja tak szłam, od kaplicy zbierałyśmy się, zebrali te dzieci, do Komunii wszystkie co szły i od kaplicy my maszerowaliśmy z panią wychowawczynią i panią dyrektor do kościoła do Balina na Mszę Świętą. Także wydaje mi się, że mimo wszystko ta kaplica no i wiele innych rzeczy tutaj ludzie i zbierali się i stanęli i punkt zborny i jak się tam komuś coś tłumaczyło jak ma dojechać do kogoś to zawsze, się tłumaczyło że do kapliczki albo na prawo albo prosto. PAŃSZCZYZNA
     
K.T.: Gdybyśmy może się dokładniej przyjrzeli tej kapliczce to możemy zauważyć że znajdują się na niej dwa dzwony. Do czego one służyły?  
K.J.: Dwa dzwony no ciekawa rzecz to jest do czego one służyły. Otóż ten jeden, który jest na wieży dzwon. To on służył do rozpędzania chmur jak przychodziła jakaś klęska, jakieś chmury, jakieś burze albo coś. No to ludzie dawniej wierzyli że jak coś podzwonią to się rozpędzą te chmury i będzie jakoś... czy jak zła pogoda na wieś, no to tym dużym dzwonem dzwonili. No i na msze jak była, jak była msza odprawiana, no w kaplicy no to te 15 minut przed mszą to dzwonili tym dzwonem. A ten mały dzwonek, który jest na zewnątrz kaplicy to on był przeznaczony zaś jakby się we wsi paliło. No i w dużej mierze właściwie to też dla zmarłych. Jak się paliło we wsi czy coś to dzwony ktoś leciał i trzy razy krótkie dzwonki to wiadomo było że coś się we wsi dzieje, że trzeba lecieć, że ludzie muszą się zebrać. Tak jak dzisiaj straż pożarna wyje, nieraz słychać – trzy krótkie syreny są, tak i tutaj w kaplicy tym dzwonkiem dzwonili trzy razy po krótko, wiadomo było że to się gdzieś pali albo coś się we wsi dzieje, trza lecieć, pomóc. No a poza tym to ten dzwonek służył umarłym. Dawno nie było ani nekrologów ani klepsydry. Tylko był stróż, zamawiało się taka usługę u stróża jak ktoś umarł no i dzwoniło, dzwonił ten stróż rano, tak gdzieś po 6, koło 7 to już między tymi godzinami to już stróż dzwonił. W południe no i na wieczór, i wtedy było wiadomo –aha dzwonią w kaplicy, znaczy się, że ktoś umarł. No to ludzie lecieli. Dziś to klepsydrę przeczytają. A dawno lecieli, pytali się –co się to dzieje? No umarł ten i ten. Pogrzeb wtedy i wtedy. No to stróż wiedział to dzwonił. Nic tu jeszcze było ciekawe, bo jak mówiłam już wcześniej – ta kaplica na środku wsi usytuowana. Różnie to było na początku to jeszcze za mojej pamięci to wozili ludzi na furach, na wozach, wkładali do... takich wozach konnych oczywiście, wozili, no i z której strony by nie szedł czy tam od Piasków czy od Góry czy tu od szkoły no to każdy musiał zajść pod kaplicę. No to jak zaszli pod kaplicę to przystawali i mówili zdrowaśkę, a jeszcze wcześniej to stróż wyglądał i jak widział że idą z pogrzebem już kawałek tam z daleka no to dzwonił. Później jak podchodzili to zdrowaśkę zmówili i wieczny odpoczynek no to stróż zadzwonił na nowo i dokąd ten kondukt pogrzebowy widział tak długo dzwonił. No i jak ktoś tam był z Piasków Małych czy tam z (Kałuziska) nie będę mówić po ulicach bo dawniej ulic nie było, to stróż wiedział o który pogrzeb pójdzie to on dzwonił, to wiadomo było, że te dusze pożegnał. Tak to dawniej ludzie mówili, że właśnie to się żegnało umarłych tym dzwonkiem. Oddawało się tą ostatnią cześć – taką jak Ci ludzie szli już na wieczny spoczynek.
ROZPĘDZANIA CHMUR














POGRZEB
     
K.T.: A pamięta Pani nazwiska tych Stróży, którzy wykonywali tę funkcję? STRÓŻE
K.J.: Tak, pamiętam. Był to Liszka. A jeszcze wcześniej przed Liszką ja taka mała byłam to był Głowacz, ale jak on miał na imię, to już nie pamiętam. Americon na niego mówili. To był Głowacz później był Liszka a potem jeszcze za moich czasów jak ja byłam sołtysem to był Mirocha. I na Mirosze się skończyło się dzwonienie bo już później już tego zaniechali bo już były te nekrologi i to już pisali, już nie trzeba było dzwonić dla tych ludzi, znaczy się umarłemu bo to się ich żegnało.  
     
K.T.: Było w zwyczaju dawniej w Luszowicach, że kiedy te kondukty pogrzebowe przechodziły na cmentarz, musiały przejść koło kapliczki, nie było tak żeby ją omijały.  
K.J.: No nie bo jak mieszkał we wsi to nie miał możliwości ominąć. Bo on szedł czy od Piasków czy od góry czy skądkolwiek to zawsze koło kaplicy musiał przechodzić. I to dawno z dawien jak mówili ci ludzie to tak jak na początku powiedziałam, ona była postawiona "Bogu na chwałę a ludziom na wieczną pamiątkę" i to ludzie jednak szanowali i czcili. A w ogóle to jak zmarł ten umarły bo to z domu szło, to nie tak jak teraz co zabierają tylko z domu to tam były te śpiewoczki jak to mówili do domu to śpiewały zmarłemu, później pod tą kaplicą, przez całą drogę. Pamiętam jak zmówili przy kaplicy te zdrowaśki i wieczny odpoczynek. To jak odchodzili to zawsze zaczynali śpiewać pieśń do Matki Boskiej "Matko Bolesna do serca Twego" I to śpiewali i różne pieśni po drodze takie pogrzebowe, całą drogę bo to kondukt szedł do Balina na nogach.
   
K.T.: A uważa Pani, że ta tradycja dzwonienia tym zmarłym, czy ona w jakiś sposób tym zmarłym pomagała?
K.J.: Wiesz co powiem tak...
   
K.T.: To miało na celu zbawienie duszy? Czy co...?
K.J.: Może nie tak miało na celu zbawienie duszy, jak to miało na celu po prostu uszanowanie tego człowieka. Godności tego człowieka, że on był tym mieszkańcem. W jakiś tam sposób zawsze przyczyniło do tego, wiadomo, że tą kapliczkę trzeba było i remontować i różnie to było, to zawsze Ci mieszkańcy robili składkę na remont. I tak mi się wydaje, że ten dowód taki wdzięczności i pamięci o tych mieszkańcach, jednak mimo wszystko to to było wszystko takie bardzo akuratne no na miejscu. Bo tak jak się wypowiadali Ci starsi ludzie to oni nawet tego chcieli. Bo ja pamiętam jak tak się wypowiadali i ci starsi ludzie to oni tego chcieli. A ino żeby przed kaplicą stanąć i się pomodlić.
   
K.T.: Przypomniało się Pani coś ciekawego z życia tej kapliczki? Albo odnoście dzwonienia tym zmarłym?
K.J.: Było by, bo ta kaplica tak prawdę powiedziawszy to nie służyła tylko tym zmarłym. Tylko już późniejszych latach tu się odprawiało msze, później były te pozwolenia to się odprawiało co niedziela, w tygodniu...
     
K.T.: Były majówki. MAJÓWKI
K.J.: Tak no były majówki. I oczywiście majówki to już było dawno, dawno temu. I tak jak mówiłam, dni krzyżowe. A no właśnie. Te dni krzyżowe to były takie, ty jesteś młody to nie pamiętasz ale jak ja byłam taka mała, jak pamiętam, jak to się najpierw była msza. Ksiądz mszę odprawił, później zaczynali śpiewać majówkę i formowali taki kondukt, taki orszak i to na przedzie szedł krzyż. Tu był taki stary krzyż, on jest teraz w kościele z Panem Jezusem taka figura gipsowa, krzyż był drewniany. No to zawsze na czele szedł krzyż, dwie chorągwie no i bardzo dużo tych chłopów bo to wiadomo robili w polu i w robocie. To tak to pamiętam, jak nie raz przyszło to się omył z tego pola i każdy leciał bo jak te dni krzyżowe były te majówki. Było naprawdę dużo ludzi. No i śpiewali, był śpiewak i chłopy koło niego, lampę mieli taką od wozu albo karbidówkę przyświecali bo to już dość późno, się przychodziło wieczór to już ciemno było. I tak przez trzy dni. I tak nieraz sobie myślę i sobie przypominam no bo to teraz też przetrwało do tej pory, ale już trochę inaczej ale przedtem jakoś inaczej. Jak sobie przypominam te ludziska urobione, uhakowane, od pola od gnoja. Bo to trzeba powiedzieć jak było, jak przyszedł do domu, ogarnął się troszkę i do kaplicy bo dni krzyżowe były. No i ludzie się modlili tak jak mówiłam o urodzaje, o deszcz, o wszystko co trzeba było. Co potrzebne było w danym akurat momencie, czyli tym ludziom do życia potrzebne.  
     
K.T.: Chciałaby Pani jeszcze coś dodać do tej wypowiedzi?  
K.J.: A myślę że nie bo to się nie ma nad czym rozwodzić. Opowiadania było by dużo bo to jest ciekawa historia, no ale najkrótszym jakimś, no najkrócej to tak by wyglądało. Bo opowiadania to by było na 4 godziny, żeby to wszystko opowiedzieć tak jak trzeba. I żeby to ludzie wiedzieli i pamiętali. Ale myślę że jak ktoś się tym interesuje, a jakby to poczytał albo popatrzył do tego to się może i zainteresuje, przecież jeszcze są starsi ludzie, którzy to pamiętają. I myślę że dowiedzieli by się dużo.  
     
K.T.: Można to rozumieć między sobą, że można zachęcić nie tylko mieszkańców ale głównie młodzież w Luszowicach, która może dowiedzieć się bardzo dużo historii tej kapliczki, ponieważ służą temu wydania książkowe.
KSIĄŻKI
K.J.: Wydania książkowe mówisz? Tam gdzieś coś czytałam ale dokładnie nie wiem ale mi się wydaje że najlepszą książką jeśli byście chcieliby się tym interesować a powinni, bo to jest nasza historia. To jeszcze żyją ludzie którzy pamiętają i te rzeczy naprawdę by opowiedzieli tak jak trzeba. Tylko to trzeba mieć trochę zainteresowania. Bo tak to mi się wydaje że przejdzie koło tej kapliczki i nie bardzo nawet wie w jakim celu ona była wybudowana. I czemu ona ma służyć. No bo to już jest ponad 160 lat.  
     
K.T.: 166 lat.  
K.J.: 166 lat i nawet może więcej to jest trochę czasu. I to jest nasza historia.  
   
K.T.: Historia wszystkich mieszkańców, którzy kiedyś żyli na terytorium Luszowic i którzy nadal.
K.J.: No oczywiście i dzieci są ich są. I wnuki i prawnuki. Wydaje mi się że jak ktoś ciekawy to mógł wiele się nauczyć.
   
K.T.: Wobec tego zachęcamy bardzo gorąco mieszkańców Luszowic o wykazanie zainteresowania historii tej naszej kapliczki i myślę że będzie to przydatne także dla przyszłych pokoleń.
K.J.: O myślę, że tak.
   
K.T.: Dziękuję bardzo za rozmowę.