Słowo czy obraz – oto jest pytanie?
Przyszło nam żyć w dobie globalizacji i unifikacji… Większości zdecydowanie bliżej do obrazu niż do słowa. Naszą specjalnością stało się upraszczanie i ułatwianie sobie życia. Słowem maksymalizacja przy jak najmniejszym nakładzie. Tak aby było szybciej i łatwiej. Czy też to dobrze, czy też nie – można dywagować na różne sposoby. Na naszą codzienność składają się jednak głównie obrazy. Ranek wyznaczany jest kawą z telefonem w ręku, gdy robimy research nagłówków – szybki przegląd co, kto i jak… skanujemy, migamy obrazkami, treści nie doczytujemy w większości przypadków i owszem bywa, że kontynuujemy w tramwaju, ale też nie do końca.
Podobno aż 90% informacji transmitowanej do mózgu to jej część wizualna, która jest przetwarzana przez umysł 60 000 razy szybciej niż tekst. A więc zdecydowanie grafika, to jest to, na co w pierwszej kolejności zwracamy uwagę. Na FB czy Instagramie liczy się obraz, a w Internecie coraz więcej serwisów budowanych jest wyłącznie lub prawie na obrazie. Klikamy i przechodzimy dalej… Żyjemy w skrócie, wszystko ma być szybkie i oczywiste. Nie mamy czasu na zastanawianie się. Szybkość komunikacji wyznacza system akronimów i skrótów: Oki, XD, THX, 3M się, Pzdr 🙂 – któż tego nie zna, wszyscy łapiemy się na pisowni skróconej. Jesteśmy wzrokowcami i naszą uwagę najłatwiej przyciągnąć obrazem. Może być ładny i przyjemny ale też wstrząsający i przerażający.
Tym przydługawym może wstępem chciałabym dać bodziec do zastanowienia się w jakim kierunku zmierzamy kulturowo? Myślę, że historia/kultura kołem się toczy. Wyszliśmy od rysunku naskalnego, rozwoju pisma, potem druku, a obecnie obraz ponownie odgrywa rolę znaczącą. Dawno temu ludzie pierwotni uzewnętrzniali swoje myśli poprzez tworzenie obrazów na ścianach. Któż by pomyślał, że tak oto rozpoczął się błyskawiczny rozwój ludzkiej myśli i komunikacji między społecznościami. Chaotyczne kreski, zastępowane były powoli obrazkami, które przekształcały się w symbole i ideogramy, na bazie których powstały pierwsze alfabety. Pismo i druk towarzyszą nam w codziennym życiu, jednak na skutek ogromnego postępu technologicznego mamy obecnie do czynienia z zalewem informacji i eksplozją wiedzy, przez co nasza kultura wysoko rozwinięta technicznie, staje się kulturą obrazkową. Swoiste perpetuum mobile…
A jak to się ma do książki obrazkowej? Podobno jeden obraz wart jest więcej niż tysiące słów. Zwolennicy tego stwierdzenia uważają, że kolor, linia, kształt czyli to co buduje obraz znacznie więcej wywołuje skojarzeń i daje możliwość interpretacji większej niż tekst (słowa). I owszem zgadzam się po części z tą tezą odnośnie percepcji dziecięcej. Jak ważne są książeczki obrazkowe naszych pociech wiedzą zapewne wszyscy rodziciele. Od nich bowiem zaczynamy edukację naszych pociech. Pokazujemy krowę i mówimy muuuu, pokazujemy kotka i mówimy miauuuu itd. Przy pierwszym kontakcie wzrokowym obraz nie mają języka – po prostu się go ogląda. Dopiero dodajemy do niego słowo, które stanowi pewien symbol przynależny do danego języka. I wszystko to jest procesem, bowiem oglądanie obrazów i rozumienie ich przekazu wymaga tak samo nauki, jak samo rozumienie tekstu pisanego. Tak więc naturalną bowiem rzeczą jest fakt, że u dziecka , rozwija się umiejętność myślenia za pomocą obrazów.
W tego typu książeczkach tekstu jest niewiele lub nie ma go wcale. Najważniejszą rolę odgrywa tutaj warstwa wizualna, a tekst może być tylko dodatkiem. W polskiej bibliografii brakuje podobno literatury przedmiotu poświęconej temu tematowi, przez co często bywa infantylizowane. Jest to jednak niesłuszne i niesprawiedliwe, bowiem geneza książki obrazkowej wybiega daleko, daleko wstecz.
Termin książka obrazkowa wywodzi się od angielskiego słowa picturebook, opisując zjawisko kulturowe, jakim jest książka dla dzieci, opierająca się na synergii słowa i obrazu.
Pierwsze opracowania tekstu i grafiki przeznaczone dla młodszego odbiorcy pojawiły się w wiekach XV i XVI. Były to zazwyczaj jednokartkowe abecedariusze, z alfabetem i tekstem modlitwy, wykonane techniką drzeworytu[…] Już wtedy spełniały funkcję edukacyjną. Jedną z ciekawszych książek przeznaczonych dla dzieci z tego okresu jest dzieło pt. Kunst und Lehrbüchlein, autorstwa Josta Ammana, szwajcarskiego rytownika, wydane w 1580 roku we
Frankfurcie nad Menem[…] Kolejnym twórcą, który odegrał znacząca rolę w rozwoju książek
dla dzieci, jest Jan Ámos Komenský, czeski pedagog, filozof i reformator. W roku 1658 ukazał się podręcznik jego autorstwa pt. „Orbis sensualium pictus”, w polskim tłumaczeniu znany jako „Świat zmysłowy w obrazkach”[…] Można powiedzieć, że był obrazkowo-opisową encyklopedią dla najmłodszych. […] W XVII i XVIII wieku ciekawym zjawiskiem było wydawanie rycin w tonie satyrycznym, o podłożu moralizatorskim, wykonywanych
technikami graficznymi i rozprowadzanych po całej Europie. Jednym z najbardziej zasłużonych w tej dziedzinie artystów był Anglik, William Hogarth[…]Na tym gruncie w 1845 roku powstała pierwsza – można powiedzieć: kultowa – książka obrazkowa w kręgu kultury germańskiej, autorstwa Heinricha Hoffmanna, pod znaczącym tytułem „Der Struwwelpeter” (pol. „Staś Straszydło lub Złota różdżka […] W kulturze anglosaskiej na szczególne wyróżnienie zasługuje Randolph Caldecott, przez wielu badaczy uważany za ojca gatunku, który zdobył sławę, przekształcając wiktoriańską książkę–zabawkę, w pełnowartościową książkę dla dzieci. (https://rebus.us.edu.pl)
A co w tym temacie na gruncie polskim? Pierwsza polska książka obrazkowa ? […] Według
Janiny Wiercińskiej na to miano zasługuje poemat Marii Konopnickiejpt.” Na jagody”, wydany w roku 1902, […] jak i książka Lucjana Rydla pt.” Bajka o Kasi i królewiczu”, wydana w 1904 roku. ( https://rebus.us.edu.pl)
I tak aż do czasów obecnych, gdzie obraz ponownie święci swoje triumfy, ale w zupełnie innych uwarunkowaniach. Pewne jest, że funkcją książek obrazkowych jest rozwijanie wrażliwości estetycznej dzieci, rozbudzanie wyobraźni, kształtowanie abstrakcyjnego myślenia, wprowadzanie pojęć oraz szeroko rozumiana edukacja. Ale tuż za książką – obrazkiem musi podążać książka – słowo. Bo to kolejny element układanki zwanej edukacją.
… i dalej można by historycznie rzecz ujmować, ale nie o to chodzi. Moje rozważania to raczej przyczynek do zadania pytania w obecnych warunków kulturowych: dokąd podąża świat w telegraficznym coraz bardziej skrócie, skupionym na wspólnym mianowniku – telewidzeniu? Co jest ważniejsze słowo czy obraz? Moim zdaniem, jeśli ktoś wybrałby którąś opcję, z mety uznam go za ignoranta. Te dwa światy muszą przecież żyć obok siebie i wzajemnie się inspirować. Słowo nie jest ważniejsze od Obrazu. Obraz nie znaczy więcej niż Słowo. Sztuką jest wzajemne przenikanie.
A jak już te dwa światy „po swojemu” i w odpowiednich proporcjach adaptować do swojego życia w XXIw.? Zostawiam Państwa z tym pytaniem niczym z hamletowskim dylematem…
Olga Nowicka
Tekst opublikowany w Poradniku Bibliotekarza Nr 9/2021