Felieton Olgi Nowickiej – czerwiec 2024

Generalnie lubię czytać wszystko, ale nigdy specjalnie nie ciągnęło mnie do stricte fantastyki.
Owszem miałam swego czasu literacki epizod ze Stanisławem Lemem, i to co mnie w Nim fascynowało to fakt, że jako pisarz, filozof i futurolog wręcz wizjonersko w swych książkach stawiał pytania odnośnie nauki, technologii i kultury.
Jego obawy związane już wtedy z konsekwencjami rozwoju cywilizacji, dzisiaj stanowią palące kwestie szeroko omawiane
w przestrzeni publicznej na całym świecie. Cóż, choć nie poszłam dalej tą drogą i przez lata obracałam się w innych literackich kręgach, mogę jednak powiedzieć, że pociągało mnie zawsze w literaturze pojęcie czasu – nie do końca linearnego – czasu zaklętego, sennego, odrealnionego, w którym wyobraźnia gra pierwsze skrzypce. A więc poniekąd aura z elementami fantastycznymi. Nie umiałam tego kiedyś nazwać, dopiero z czasem odkryłam (kiedy zetknęłam się z terminem już nazwanym), że to nic innego jak >realizm magiczny<, który rezygnuje z dokładnego odzwierciedlania rzeczywistości, nawiązując do legend, mitów oraz dawnych wierzeń. W takiej narracji świata nie dziwią elementy nierzeczywiste, bowiem wszelkie nielogiczności stanowią swego rodzaju normę postrzegania rzeczywistości. Uwielbiam taki przekaz zarówno
w literaturze jak i w filmie… dlaczego? – bo wyciąga mnie z monotonnej rzeczywistości i zabiera w świat fantazji,
jednak  zakorzenionej w kulturze i tradycjach.

Tym razem jednak rzecz będzie o książkach – moich książkach z tagiem realizm magiczny. Ale zanim… to krótko terminologicznie…  Realizm magiczny (z hiszp. realismo mágico) – to ruch literacki, którego najistotniejszą cechą charakterystyczną jest załamanie rzeczywistości przez fantastyczne wydarzenie, nakreślone w realistyczny sposób w narracji. Jako tendencja artystyczna ukształtowała się w Niemczech w latach 20. XX w., początkowo w sztukach plastycznych, a później zaadoptowana została na grunt literacki. Najszybciej przyjęła się w hiszpańskim obszarze językowym, stając się jednym
z głównych nurtów literatury iberoamerykańskiej.
Jako pierwszy użył tego terminu wenezuelski pisarz Arturo Uslar Pietri, w swojej pracy Listy i ludzie z Wenezueli, która została opublikowana w 1947r., ale przyznał później, że wyrażenie „magiczny realizm” zostało przyjęte nieświadomie.
Za pierwsze utwory z taką poetyką uważa się zbiory opowiadań Legendy gwatemalskie (1930) Miguela Asturiasa
i Powszechna historia nikczemności (1935) Jorge Borgesa. To tak w pigułce, bo potem wypłynęła już cała fala tytułów w realiach magicznych. A przecież gdyby cofnąć się znacznie, znacznie wcześniej to źródło realizmu magicznego tkwi przecież
w baśniach, legendach i podaniach. Czyż nie było nam i naszym przodkom, cudownie w świecie baśni?
Czy obecnie czytając je naszym dzieciom i wnukom, nie serwujemy ich wyobraźni wielkie pole do popisu?

Tak naprawdę realizm magiczny ma wiele twarzy… Dla mnie w opowieściach najważniejsza jest magiczna tajemnica, jaka ma miejsce np. w Grze w klasy Julio Cortazara – lekturze baaaardzo trudnej, do której podchodziłam wiele razy, wiele lat temu
i po którą zamierzam raz jeszcze sięgnąć aby ponownie odnaleźć swój klucz do niej. Podobnie zresztą jak Sto lat samotności Gabriela Garcia Marqueza – do której to powieści chyba w jakimś sensie się dorasta czytelniczo, a która bez wątpienia przez krytyków zaliczana  jest do najważniejszych dzieł realizmu magicznego. Nie chce nikogo broń Boże przestraszyć, nie chcę też wyjść na intelektualną snobkę, więc oprócz tych sztandarowych, które uważam, że przeczytać się powinno (przynajmniej spróbować) i wcale nie trzeba pokochać – ważne aby znać.
Już z lżejszą zdecydowanie głową można sięgnąć po Pachnidło Patricka Süskinda i zanurzyć się w  historii człowieka, który  obdarzony był darem niezwykłego węchu. Ta magiczna opowieść to pogoń za zapachem absolutnym, która doprowadza do czynów szalonych. A co powiecie na Kronikę ptaka nakręcacza Harukiego Murakami – gdzie główny bohater – poszukuje zaginionego kota swojej żony, a w rezultacie również jej samej w tajemniczym, podziemnym świecie  pod powierzchnią Tokio, gdzieś na granicy snu i jawy. I moja ukochana – Dom duchów Isabel Allende, która to powieść ma ciekawą genezę.
Kiedy w 1981r. autorka dowiedziała  się, że jej 99. letni dziadek umiera, zaczęła pisać do niego list, który później przekształcił się w rękopis książki Dom duchów. Wspaniała, wielowątkowa opowieść z burzliwą historią Chile w tle – o miłości, rodzinie, śmierci, zjawach, przemocy, namiętności i władzy. Wybitna, tak samo jak jej ekranizacja. Zachwycić również może Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafona – gdzie pewnego poranka 1945 r. ojciec – księgarz i antykwariusz, przyprowadza swojego młodego syna, do starej dzielnicy Barcelony zwanej Cmentarzem Zapomnianych Książek. Daniel wybiera tam „książkę życia”, która całkowicie go odmienia. Powieść łączy w sobie realizm magiczny z elementami romansu i gotyckiej tajemnicy rodem z XIX wieku.
A dlaczego warto w tym gronie przeczytać Dygot Jakuba Małeckiego (i wszystkie inne Jego książki)? 
Bo to – jak gdzieś przeczytałam – naznaczona wstrząsającą tajemnicą ballada o pięknie i okrucieństwie polskiej prowincji oraz o odmienności, która jest tematem tabu dla wykluczających i brzemieniem dla wykluczanych.
I tutaj realizm magiczny cudownie gra pierwsze skrzypce.

I tak moja literacka top-lista realizmu magicznego jeszcze mogłaby być snuta długo…
Zamknę ją jednak dwoma słowami – Radek Rak. Ludzie czytajcie go, bo naprawdę warto. Wyrósł z fantastyki i to jego absolutna przestrzeń, gdzie czuje się najlepiej.  Przeczytałam wszystko co napisał, ale to zasłużenie nagrodzona Literacką Nagrodą Nike – Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli oraz dwie jego ostatnie książki Agla. Alef  i Agla. Aurora wywarły na mnie szczególne wrażenie i w swoim przekazie dały mi wiele do myślenia. W kwietniu a dokładnie 23. –
w Światowym Dniu Książki i Praw Autorskich miałam okazję prowadzić z Nim spotkanie. Ta rozmowa była dla mnie wielką przyjemnością. Cudownie słuchało się, kiedy opowiadał o potędze mitu, który określa naszą rzeczywistość.
Po ukazaniu się Baśni o wężowym sercu… napisano: Ni to bajanie ni rzeczywistość – słowem wielka wyobraźnia autora oraz Radek Rak wyobraźnię ma nieograniczoną i pokręconą. Zapytałam mojego gościa czy to jest jego największy atut – wyobraźnia? Odpowiedział, że nie analizuje swojej twórczości, tylko po prostu pisze, ale wyobraźnia ma dla niego kolosalne znaczenie, bo tak naprawdę: książka jest czymś w rodzaju lasu z baśni – wchodzisz tam i znajdujesz to, co przyniosłeś ze sobą, tylko odbite
i zwielokrotnione.
W kwestii realizmu magicznego stwierdził, że termin ten stał się pewnego rodzaju workiem, do którego możesz wrzucić wszystko, co tylko ci się spodoba, a „Baśń o wężowym sercu” nie jest realizmem magicznym  – jest oczywiście fantastyką. Pomyślałam wtedy, że światy kreowane przez Radka Raka wymykają się jednak wszelkim konwenansom.
I choć On sam identyfikuje się głównie z fantastyką – ja sama i inni też – czytamy Go również w obszarze realizmu magicznego. Ta rozmowa  utwierdziła mnie w przekonaniu, że realizm magiczny to jeden z tych gatunków literackich, który bywa, że umyka jednoznacznemu zdefiniowaniu, ale z pewnością czytelnik może odnaleźć w nim to, co dobrze zna, czyli prozę życia, oraz to, czego szuka – magię i tajemnicę. Zdradzę ciekawostkę, że autor swoją przygodę z literaturą rozpoczął
w moim mieście – Chrzanowie, gdzie w roku 2009 – opowiadaniem Szukając Pana wygrał lokalny konkurs o zasięgu ogólnopolskim „Pigmalion fantastyki”.

Tym razem było słów kilka o moich literackich wyborach w kwestii realizmu magicznego. Wrócę  zapewne do tematu –
w przestrzeni filmu i kina, bo to również to, co mnie osobiście (ale i innych zapewne) bywa, że zachwyca.
Moja propozycja tymczasem dla Państwa – dajcie się czasami pochłonąć magii – przenieście się w inny świat – bądźcie w nim kreatorami… po to, aby zrozumieć to co niezrozumiałe.

Olga Nowicka
Miejska Biblioteka Publiczna w Chrzanowie