Na pierwszym miejscu zawsze był uczeń
z Ludwiką Marasik
rozmawiała Jadwiga Dudek (J.D.)


autorzyspis treściindeks

 





Ludwika Marasik (L.M.)
- Mieszkam w Balinie.
Wiele lat pracowałam w Szkole Podstawowej w Balinie,
jako nauczyciel, potem pełniłam funkcję dyrektora szkoły.
Obecnie jestem na emeryturze.
Działam w Sekcji Emerytów i Rencistów ZNP w Chrzanowie.
 

 
 
J.D.: Jak zaczęła się historia przyszłej nauczycielki, wychowawcy i dyrektora szkoły w Balinie? SZKOŁA
L.M.: Był rok 1955. Właśnie zdałam maturę w Liceum Pedagogicznym w Bochni i otrzymałam "nakaz pracy" do Chrzanowa. Chrzanów – jako miasto uprzemysłowione, otoczone kopalniami – było nagrodą. Wiele moich koleżanek i kolegów wyjechało z nakazu pracy na Ziemie Zachodnie lub do województwa koszalińskiego. Pozostali tam do dziś.  
     
J.D.: A Pani? Wtedy też nakaz pracy traktowała Pani jako nagrodę? Przypuszczała Pani, że Balin stanie się prawdziwym domem?  
L.M.: Szkoła podstawowa w Balinie faktycznie była moją jedyną placówką, choć wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że tak się stanie. Był lekki strach przed "nowym" i "nieznanym".  
     
J.D.: Otrzymała Pani nakaz i w drogę?  
L.M.: Przeładowanym do granic możliwości pociągiem przyjechałam do Chrzanowa – gdzie w Wydziale Oświaty otrzymałam skierowanie do pracy w Balinie. Pieszo pokonałam 4 kilometry do szkoły. Droga była okropna, kamienista, wyboista, zasłana słomą – były żniwa, 16 sierpnia 1955 roku!  
     

 
     
J.D.: Jak Panią powitano w nowym miejscu pracy? PRACA
L.M.: Pani Domicela Marcinkiewicz – kierownik szkoły przyjęła mnie w wielkiej Sali lekcyjnej. Wydawała mi się starszą panią, a miała wówczas 43 lata! Pogłębiła moje negatywne, pierwsze wrażenia.  
     
J.D.: Aż tak źle prezentowała się szkoła?  
L.M.: Warunki pracy były bardzo trudne. Szkoła mieściła się w trzech budynkach (dwa wynajęte, stare domy), klasy bardzo liczne 35-40 uczniów. 1 września 1955 roku stanęłam przed klasą druga i piątą. Otrzymałam aż dwa wychowawstwa i 36 godzin tygodniowo. Pracowaliśmy 6 dni w tygodniu, do tego dochodziła organizacja dodatkowych zajęć szkolnych. Miałam 18 lat!  
     
J.D.: Jakieś wyjątkowe wspomnienia kojarzą się Pani z tym początkowym okresem pracy?  
L.M.: W salach lekcyjnych skrzypiały długie przedwojenne ławy z otworami na kałamarze, skrzypiały pióra, unosiła się woń naoliwionych podłóg, często dym ze starych, kaflowych pieców. Jeszcze gorzej było w salach wynajętych. Tam przeciekał dach, dzieci siedziały więc pod parasolami – cóż to była dla nich za frajda – nie było lekcji, tylko zabawa. Do dziś to wspominają.  
    SZKOŁA
J.D.: Jak wspomina Pani pierwsze zajęcia z uczniami?  
L.M.: Pamiętam 40 par oczu wpatrzonych we mnie. Zadawałam sobie pytanie: czy sobie poradzę? Uczniowie śnili mi się po nocach. Do lekcji przygotowywałam się na piśmie – były to konspekty i plany pracy z uczniami. Dochodziły jeszcze zajęcia pozalekcyjne: SKS, PTTK, Spółdzielnia uczniowska, koła zainteresowań, ZHP, wycieczki, wyjazdy, apele. Był również brak doświadczenia młodej nauczycielki.  
     
J.D.: A gdzie Pani w tym czasie mieszkała?  
L.M.: Moje mieszkanie nie było lepsze od szkoły. Małe, ciasne skromnie umeblowane, bez wody i toalety. Nagrodą byli wspaniali ludzie, którzy otoczyli mnie opieką i traktowali jak córkę.  
     

 
     
J.D.: Lata 60 przyniosły ogromne zmiany dla szkoły w Balinie.  
L.M.: Wielkim wydarzeniem było oddanie do użytku nowo wybudowanej, wymarzonej szkoły!  
     
J.D.: Podobno toczyły się "boje" o miejsce usytuowania szkoły?  
L.M.: Mieszkańcy Balina Małego i Dużego nie mogli dojść to porozumienia w tym względzie. Zwyciężył w efekcie zdrowy rozsądek i szkoła powstała na dużym placu, z pięknym boiskiem, otoczona lasem iglastym, na styku obu części Balina. Wkrótce wokół szkoły powstał Park Leśny, w którym młodzież sadziła drzewa, krzewy i zakładała klomby kwiatowe. Nowa szkoła to budynek piętrowy z dużymi salami lekcyjnymi dla 40 uczniów, pracowniami, salą gimnastyczną, biblioteką, szatnią. Wyposażono ją w nowy sprzęt.  
     
J.D.: Ilu uczniów uczęszczało do szkoły w latach 60?  
L.M.: Uczniów było ok. 560 i nauka odbywała się na pełne, dwie zmiany, do godz. 18.  
     
J.D.: U Pani również w tym czasie zaszły pewne zmiany?  
L.M.: Tak, w 1960 roku wraz z rodziną wprowadziłam się do nowo wybudowanego domu, gdzie mieszkam do dziś.  
     
J.D.: Wspominała Pani o kierowniku szkoły, Domiceli Marcinkiewicz. Jak układała się współpraca?  
L.M.: Pani kierownik przyjęła mnie bardzo serdecznie. Okazała się wyjątkowo zacnym, światłym człowiekiem, znającym się na psychice nauczycieli i uczniów. Miała świetne podejście, szczególnie do młodych nauczycieli. Byłą przedwojennym nauczycielem, pracowała na Kielecczyźnie. Tam w okresie wojny współpracowała z Hubalem i wraz z mężem pomagała partyzantom. Po wojnie podjęła pracę w Szkole Podstawowej w Balinie, by być bliżej swojej rodziny, mieszkającej w Krakowie. Kierowała szkoła przez 23 lata – aż do emerytury. Dzięki jej wielkiemu zaangażowaniu oddano do użytku nową szkołę. Pani Domicela była dla nas – młodych nauczycieli przykładem wytężonej pracy, zdyscyplinowania i zaangażowania oraz ogromnej kultury osobistej. Nawiązała kontakt ze środowiskiem, interesowała się losem starych ludzi. Organizowała liczne imprezy szkolne, klasowe dla dzieci, dla rodziców, dziadków, czy seniorów z Balina. Dzieci, młodzież i dorośli lubili prace społeczne, imprezy i zabawy – zawsze było wielu chętnych.  
     
J.D.: Kto pełnił funkcję dyrektora szkoły, gdy Domicela Marcinkiewicz przeszła na emeryturę?  
L.M.: Pan Krzysztof Kowalczyk. Jednak funkcję tę pełnił tylko 4 lata (1972-1976). Wyprowadził się wraz z rodziną z Balina do innego miasta i zmienił zawód.  
     

 
     
J.D.: Czyli rok 1976 stał się bardzo ważnym rokiem w Pani karierze zawodowej? KARIERA ZAWODOWA
L.M.: O tak! Objęłam stanowisko dyrektora szkoły 1 września 1976 roku i byłam nim do roku 1991. Moim wzorem pedagoga i wychowawcy była pani Marcinkiewicz. Już na początku dyrektorskiej drogi, musiałam się zmierzyć z remontem szkoły. Nowa szkoła liczyła dopiero 16 lat, ale ze względu na eksploatację od rana do wieczora (2,5 zmiany) przez 560 uczniów, remont był konieczny. Trwał 4 lata. Był to czas udręki dla dzieci, młodzieży i nauczycieli. Zarówno lekcje jak i cały proces wychowawczy i poznawczy musiał być realizowany podczas prac remontowych.  
     
J.D.: Jak zmieniła się szkoła po remoncie? SZKOŁA
L.M.: Przybyły nam w budynku: gabinet lekarski, harcówka, sklepik szkolny, kotłownia c.o. – oraz przestronniejsza szatnia z 10 boksami. Rodzice i nauczyciele wykonali prace porządkowe po remoncie, często wnosząc meble do sal lekcyjnych. Dziś wspominając te cztery lata z koleżankami, zastanawiamy się jak myśmy to przeżyli. Ekipy remontowe mieszały się z uczniami, iskry sypały się na zeszyty uczniów przy montowaniu centralnego ogrzewania!  
     
J.D.: 15 lat kierowania szkołą, jaki to czas?  
L.M.: To czas wielkie, wytężonej pracy. W szkole było 16 oddziałów i dwa oddziały "zerówki". Funkcję wicedyrektora pełniła Bronisława Biśta. Niejednokrotnie była to funkcja społeczna (uzależniona od ilości oddziałów). Współpraca układała się nam bardzo dobrze. Rozumiałyśmy się bez słów. Moja praca przebiegała na wielu płaszczyznach – z uczniami, nauczycielami i środowiskiem. Na pierwszym miejscu zawsze był uczeń!  
     
J.D.: To może porozmawiajmy o sukcesach.  
L.M.: Moim sukcesem zawodowym było stworzenie Zespołu Nauczycielskiego wzorowo i zgodnie pracującego na rzecz ucznia. Tym sukcesem byli sami uczniowie oraz ich dobre wyniki w nauce, wysokie miejsca na olimpiadach, zaangażowanie w działalność pozaszkolną oraz to, że dostawali się do wybranych szkół średnich czy zawodowych. Tradycją szkoły stały się Zielone Szkoły, Dzień Seniora organizowany dla środowiska lokalnego oraz opieka nad uczniem biednym. Choć warto zaznaczyć, że nie było wówczas dzieci głodnych!  
     
J.D.: Jak wspomina Pani okres stany wojennego?  
L.M.: To nie były łatwe czasy. Strajki w całej Polsce, narodziny "Solidarności", upadek komunizmu z cała pewnością te wydarzenia odcisnęły swoje piętno na nas. Jednak w tych czasach nigdy nauczyciele Szkoły Podstawowej w Balinie nie zaniedbali swoich obowiązków i co najważniejsze nie zapomnieli o swoim powołaniu.  
     
J.D.: Bardzo dziękuję za rozmowę.  
L.M.: Ja również.