Wspomnienia z przedwojennej podstawówki z Heleną Hynek
rozmawiała wnuczka Katarzyna Baran (K.B.)


autorzyspis treściindeks

 







Helena Hynek (H.H.)

 

 
 
K.B.: Babciu chciałam porozmawiać z Tobą o szkole, jak to było jak Ty chodziłaś... Gdzie była szkoła? SZKOŁA
H.H.: Tam do tej szkoły starej...  
     
K.B.: Naprzeciwko Iwony(...)? A ja słyszałam że była szkoła tam gdzie Gromadzki Dom?  
H.H.: Tak. Tam gdzie Gromadzki Dom to tam była podstawówka. Dosyć długo, do wojny. DOM GROMADZKI
     
K.B.: To jak wyglądała ta szkoła?
H.H.: Była jedna klasa północna i południowa. I tam dzieci były pomieszane, nie były dzieci w równych... Klasy były mieszane. [W klasie] było kilkoro dzieci w ławie, po czterech, pięciu. Bo te ławki to były takie długie.
   
K.B.: Ile lat chodziło się do podstawówki?  
H.H.: Siedem lat, mogę ci nawet świadectwo pokazać z tamtej starej szkoły. Znaczy szkoła była siedmioklasowa ale chodziło się sześć lat.
   
K.B.: To jakie przedmioty mieliście w szkole?
H.H.: Język polski. Język niemiecki... nie, tylko polski.
   
K.B.: A matematyka. Jakaś biologia, historia też była?
H.H.: Biologia... nie. Rysunek mieliśmy.
   
K.B.: A religię mieliście w szkole?  
H.H.: Była. Mnie uczył ksiądz Joniec. Tam, z gór. Alee wysoki był. Pod sufit.
   
K.B.: To z czego się najlepiej uczyłaś?
H.H.: Ja. Tak prawie ze wszystkiego. Ja się dobrze uczyłam.
   
K.B.: Ale pamiętam, że mi kiedyś mówiłaś że byłaś dobra z ortografii.
H.H.: Z ortografii owszem byłam dobra.
   
K.B.: Czy w szkole nauczyciele stosowali kary cielesne? KARY
H.H.: Tak, linijką. Taka była szeroka i jak coś to "Dawaj łapę!". I ciach!
   
K.B.: A czy były nagrody za dobrą naukę?
H.H.: Nie pamiętam.
   
K.B.: Jeździliście na jakieś wycieczki?
H.H.: Na wycieczki? Raczej bardzo rzadko bo to wszystko pociągało koszty za sobą.
     
K.B.: A jak pisaliście, jak wyglądały zeszyty?
H.H.: Zeszyty były takie jak teraz. Pisaliśmy piórem. Moczyło się [pióro] w kałamarzu i pisało się. Pamiętam taki [zeszyt], taki do rysunków. I taki z tymi linijkami i kluczem.
   
K.B.: A nauczyciele jacy byli, mieli autorytet wśród uczniów?
H.H.: Nauczyciel miał autorytet we wsi. Był kimś. Uczył mnie w pierwszej klasie dyrektor szkoły Bańdur, Franciszek Bańdur. On uczył historii, polskiego... jeden nauczyciel wszystkiego mógł uczyć. Z Krakowa przyjeżdżały tu dwie nauczycielki i uczyły. Jedna to w Gminnym Domu, druga tam w tej starej szkole. Marysia Pulchnówna i Zebrzuska.
   
K.B.: To nauczyciel musiał dobrze zarabiać?
H.H.: Dwieście złotych. To było dużo. Kilo cukru kosztowało złotówkę.
   
K.B.: Ciężko było skończyć podstawówkę?
H.H.: Nie... jak się ktoś uczył to skończył.
   
K.B.: A do jakich szkół chodziło się po podstawówce?
H.H.: No dalej było Gimnazjum w Chrzanowie, ale niewiele osób tam chodziło. Od nas ze wsi to chyba troje dzieci. Wiem, że Grzyb chodził - tej Marysi Grzybowej szwagier. Ale to był prymus, naprawdę bardzo zdolny chłopak. No ten mój brat Izydor to on skończył Gimnazjum w Chrzanowie przed wojną. I on był w szkole prymusem. Izydor, wiesz... jemu było łatwo i chodził jeszcze z synem dyrektora szkoły to mu tak... szło mu to wszystko.
   
K.B.: To niełatwo było zdobyć wykształcenie?
H.H.: No w tamtych czasach żeby zdobyć wykształcenie to trzeba było być prymusem. No i pieniążki mieć żeby można było nakładać.
   
K.B.: Czy wszyscy chodzili do podstawówki?
H.H.: Nie. Jak ktoś miał rodzeństwo, to zostawał, dzieci młodsze bawił.
   
K.B.: A Twoje rodzeństwo? Wszyscy chodzili?
H.H.: Tak, wszyscy.
   
K.B.: Czy wykształcenie wiązało się z dobrą pracą? Jak radziły sobie osoby, które nie skończyły nawet podstawówki?
H.H.: No normalnie, siedziały w domu. Przy dzieciach.
   
K.B.: A Tobie przydało się to, że skończyłaś szkołę podstawową?
H.H.: Nie, ja miałam pracę fizyczną.
   
K.B.: Wspominasz miło podstawówkę w Luszowicach?
H.H.: No owszem. Nie mogę powiedzieć, żeby tam coś. Badur był ostry. Bardzo. Jak coś to linijką. Ciach.