Śpiewok i Gospoś - sąsiedzi Pisorza
z Rozalią Swerczek i Eugeniuszem Niemczykiem
rozmawiała Jadwiga Pietrzyk (J.P.)

autorzyspis treściindeks

 



Rozalia Swerczek (R.S.)
- mieszkanka Luszowic, rencistka interesuje
mnie dobry film, folklor. Lubię czytać książki i jazdę na rowerze. W okresie wiosna, lato, jesień bardzo lubię wycieczki turystyczne zwłaszcza górskie. Jestem członkinią: Związku Emerytów i Chrzanowskiego Stowarzyszenia Folklorystycznego grupy śpiewaczej "Luszowianki".

Eugeniusz Niemczyk (E.N.)
- mieszka w Luszowicach. Udziela sie społecznie, pomagając w róznych pracach na rzecz wsi. Obecnie jest emerytem. Pracował na kopalni.
 

 
 
J.P.: Jakie przydomki najczęściej występowały w Luszowicach?  
R.S.: Jak słyszałam od mojej babki najczęściej występujące przydomki pochodziły od imienia starszych ludzi np. od Staszka - Stasicek, od Tomka - Tomuś, od Leona - Leoś.
E.N.: Od nazwiska Krupa - Krupecka, np. Kasztanek, Styłecka my nie wiemy, niektóre to już są ciągnione od pradziadków to się nie wie. Np. tak jak siódmy, jak pracowali na kopalni, a było dużo osób o nazwisku Dudek to jeden z Dudków tam pracujący otrzymał przydomek siódmy i tak najczęściej był identyfikowany w Luszowicach. Tak samo dużo w Luszowicach było Głowaczów, aby ich identyfikować nadawano im przydomki. I tak zwracano się do nich z dziada pradziada np. Głowaczów Tadeuszów w Luszowicach było do niedawna 3 i mieli swoje przydomki. Np. Tadek gospoś - prawdopodobnie jego babka miała dużo pola i na tym gospodarzyła i od tego był Tadek od gosposi, Tadek gospoś, Głowacz - śpiewok bo śpiewał, przewodził śpiewom przy kaplicy, Głowacz - pisorz posiadał umiejętności pisania różnych pism urzędowych, pomagał mieszkańcom w ich napisaniu i tak całe pokolenia wywodzące się od tej osoby były Głowaczami pisarzami. Przydomki były od dawien dawna i niektóre trudno wytłumaczyć. Może więcej powiedziałby nieżyjący już wujek pana Eugeniusza, który przeżył ponad 100 lat. On też miał przydomek, nie mówiono do Obroka, bo tak się nazywał, tylko do cimbla i już wszyscy wiedzieli o kogo chodzi, miał już taki przydomek jako chłopak. Pochodził on najprawdopodobniej od chwytania wróbli albo coś takiego. Jak już się tak kogoś nazwie to już później zostaje na dzieci.
   
J.P.: Powróćmy do Głowaczów Tadków:
R.S.: Głowacz Tadek – cica, Głowacz Tadek - Locia - jego mama była Leokadia. Mówiono Tadziu Locia.
E.N.: Wujek, ojciec Olka Głowacza - zawsze mówiono do Józecka, na pewno od imienia Józef.
R.S.: Janek Głowacz co mieszkał przy kaplicy – Janeczek. Zawsze mówili do Janeczka. Wzięło się to chyba od imienia Jan tylko powiedziane zdrobniale. Do Jana Seweryna mówili do Jasia Malowanego i już wszyscy wiedzieli o kogo chodzi.
E.N.: Do mojej ciotki Niemczyk wszyscy mówili do Milkuszki i wszyscy wiedzieli o kogo chodzi.
   
J.P.: Do mojej babki Heleny mówiono do Makselki dziadek miał na imię Maksymilian.
E.N.: Dużo było przydomków, a to od imion, od nazwisk, ale Lancik to nie mogę sobie przypomnieć. Nie wiem skąd się wzięło.
   
J.P.: Dzisiaj są ulice i np. można powiedzieć Dudek z ulicy Dąbrowa, a Niemczyk z ul. Sierszańskiej.
R.S.: Są jeszcze takie osoby co używają przydomków i nie znają, z której ulicy dana osoba pochodzi. Jak się rozmawiało między sobą to np. mówiono do Tadka Kotyli, no nie wiesz do kogo do Tadka Ofila i już wiadomo było o kogo chodzi. Był też Kotyla Alojz ale rozpoznawano go jak mówiono do Alojzika.
   
J.P.: A jakąś anegdotę, która się zdarzyła przez używanie przydomków?
E.N.: Nie bardzo pamiętam, ale zdarzyło się, że powiedziałem mojemu zięciowi: zanieś kartki na przywóz węgla do Machura. Zięć nie pochodził z Luszowic, wiedział o kogo chodzi i poszedł zanieść kartki i zwrócił się do niego "Panie Machur przyniosłem kartki na przywóz węgla", ten się ośmiał i powiedział, że nie nazywa się Machur tylko Kamieniarz. Wynikło to z tego, że potocznie mówiło się do Machura. Kiedy go spotkałem zwrócił mi uwagę ty nie wiesz jak ja się nazywam?. Było to w żartach i powiedział, a niech tak gadają.
R.S.: Przydomek do Rusinki - bo ona pochodziła gdzieś Rosji. Nie trzeba daleko szukać. Niedawno przyjechał do mnie kosić trawę i mówię - panie Bocian niech pan uważa na płot sąsiada bo zawsze mam z nim kłopoty. On mówi - dobrze, dobrze. Ośmiał się i tyle. Przyszedł syn z pracy i mówię mu, że Bocian tutaj był i kosił trawę, a syn pyta no i co? Ja, że powiedziałam "Panie Bocian uważaj pan na płot", a syn w śmiech bo przecież on nie nazywa się Bocian tylko Ślusarczyk. Większość mieszkańców miała przydomki i tak się do nich zwracali. Zazwyczaj się nie obrażali.
E.N.: Przypomniałem sobie. Jolki ojciec. Mówiono do Twardego a nazywa się Krupa. Hulaj albo Mańka Hulajowa. Brat Mańki inaczej się nie dowiedziałaś tylko zimny Kowol - to przydomek, który otrzymał na kopalni.
R.S.: Na mojego dziadka Mikłasa mówili Klimek. Pytałam mojego tatę jak żył czemu na dziadka tak mówili i prawdopodobnie któryś z przodków miał na imię Klemens. Upraszczając zaczęli mówić "do Klimka".
   
J.P.: Przydomki miały częściej kobiety czy mężczyźni?
R.S.: I kobiety i mężczyźni. Przydomkami nazywano całą rodzinę. np. Tomuś - żona Tomuśka, dzieci od Tomusia; Makselka - Irka od Makselki, wnuki Makselcyne; do Pitulków to tu przy drodze, do Tomuśków - to mówiono do tych na Kałzisku. Na panią Gębkową zawsze Czorno Milka, jej brat "Czorny Izydor" - czarny pochodziło od czarnych włosów. A do Milki, co teraz był pogrzeb, Jarczykowej, to mówili Binkula - to też prawdopodobnie od imienia Bienek czy coś takiego.
E.N.: Kocioki - przydomek powstał prawdopodobnie dlatego, że mieli dużo albo lubili w przeszłości koty. Jak robiliśmy przy kościele, to któryś z mieszkańców dostał od nas też przydomek, tylko nie mogę sobie przypomnieć. Czasami była beczka śmiechu, a czasami nie dało się żartować bo by się pobili. Używanie i zwracanie się przez przydomki jednym nie przeszkadzało, żartowali z tego, inni się obrażali i nie życzyli sobie, aby się zwracać do nich przez przydomki. Są osoby które się znają na żartach i te co nie. Pracując przy kościele często robiliśmy sobie hece. Raz mnie ktoś przybił bluzkę - to ja nie byłem dłużny. Skończyło się na tym, że nikt nikogo nie złapał na tym złym uczynku i tak się żartami zakończyło.
   
J.P.: A jak się w dawnych czasach umawiało, czy też przez przydomki?
E.N.: Zbierała się grupa chłopców i nie mówili idziemy np. do Oli tylko do ptoska. Nie używało się imion dziewcząt tylko nazwiska lub przydomka rodzica. Tak najprędzej się można było zorientować o kogo chodzi, gdzie idziemy itp. Tadek Ofil ożenił się u Szopci, do Liszka Stefek mało kto się zwracał tylko mówiono do Kugli Stefka. Czas upływa, nie używa się przydomków i często o niektórych się już zapomina.
R.S.: O! Jeszcze do Helki Źróbkowej. Ale czy to nie jej nazwisko panieńskie?  
E.N.: Były jeszcze przydomki zwracające się do Andzi, Serwantki. W dawnej części Luszowic zwanej Kolonią było dużo Dudków, rozróżniano ich przydomkami: Mucha, Szczota, Siódmy, Gołcia. Dawniej mało zwracano się po nazwiskach np. nie mówiono Jan Niemczyk tylko Jasiu Spod Lasu. Albo na Kacperka na pewno od imienia Kacper. A czy wiesz na kogo mówili Męcyrz - był to Jasiu Dudek z Małych Piasków. Nie wiem kto to był Sknera? A Jasiek Sypułków - to Jan Niemczyk za wody. Sknera to przydomek Jamrozików z Balina. Kalimura - z Kałziska. Nie wiem może były tam jakieś kałuże. Niektórymi przydomkami jeszcze do dziś się niektórzy posługują zwłaszcza starsi. Na Kałzisku Koło Czornej Milki mieszkał Siata i on też miał przydomek nie mogę sobie przypomnieć. Jamrozik z Kałziska- nikt tak nie mówił - tylko do Hajera, był murarzem, wykonywał stolarkę, rozpoznawany był przez przydomek.
   
J.P.: I dzisiaj zdarzają się przydomki, które nadają sobie młodzi np. jest już dzisiaj dorosły Krzysiek a koledzy i koleżanki od młodych lat zwracają się do niego Heniek od imienia jego ojca. Albo np. Hynacia i wszyscy w Luszowicach wiedzą o kogo chodzi. Często też mówią po nazwisku rodowym albo jak rodzina miała przydomek zwłaszcza jak chce komuś wytłumaczyć o kogo chodzi. Przypomnij sobie wujek (do Eugeniusza Niemczyka, przypis red.) jakąś anegdotę związaną z przydomkami jak dawniej chodziliście na dziewczyny.
E.N.: Tak mówili, że jak szło się na dziewczyny do Balina to podczas obiadu, bo inaczej to psy spuszczali. Jak raz poszedłem na dziewczyny z Poldziuszkiem, on się ożenił w Balinie, to chłopaki z Balina gonili chłopaków z Luszowic balaskami. Często organizowaliśmy potańcówki w Domu Gromadzkim Edek Koszowski brał harmonię i już się grało, brało się klucz od sali od sołtysa i tańce już były. Chodziliśmy do dworu na Góry Luszowskie tam też było wesoło. Przeszkodą w tych rozrywkach były kontrole Straży Pożarnej ale i z nimi sobie radziliśmy.


DOM GROMADZKI
     
J.P.: Rozmawialiśmy o przydomkach tych o których pamiętaliśmy na pewno to nie wszystkie. Ale chociaż część udało nam się zapisać.  
R.S.: Przydomki o których mówiliśmy były to przydomki rodów które wywodziły się z Luszowic. O jeszcze zapomnieliśmy o Feliksach, Kasztankach obydwa przydomki wywodziły się z Głowaczów. Kanarkach, Kocurach z Niemczyków. Kanarki to taki bardziej szlachetny ród. Myszkula - z Krupów, z Krupów też pochodził Stasickek, a Myszkula trudno wyjaśnić. W centrum Luszowic był szewc Kąjzer – Kieres.  
E.N.: Jeszcze przypomniałem sobie że na kogoś mówili głuchy Wojtek, a był i jeszcze co postawił sklep po schodach mówili u Siulera, mówiono do Mantla - do Kieresów, Lipsice – Niemczyki, Siacher - Grzyb, Józka Wróżka, Wawrzusie, Janciek, Kołodziej.
   
J.P.: Występujące przydomki mieszkańców Luszowic pochodzą od imion, nazwisk, wykonywanych zawodów oraz od nie znanych okoliczności i nadawane były całym rodzinom. Jestem ciekawa ile lat jeszcze te przydomki będą istnieć, ktoś się będzie nimi posługiwał?
R.S.: Trudno powiedzieć, młodzi nie używają przydomków, w niedługim czasie mogą one zaginąć.
E.N.: Mój wnuk Michał często o kolegach mówi ich przydomkami ale to są tylko w ich gronie nie używane w odniesieniu do rodziny tylko do poszczególnych osób. Starsi nawet nie wiedzą o kogo chodzi.
   
J.P.: Młodzi kiedy spotykali się na placu zabaw nad tamą wszyscy mieli jakieś przydomki, ale przydomkami mówili tylko w swoim gronie.  
R.S.: Do mojego syna Konrada mówią Boski nie wiem dlaczego, a na Alberta Misiek.
   
J.P.: Miśków wśród ich grona to było paru jeszcze z tego co wiem to Michał i Krzysiek.
   

Kilka ciekawostek, rad i złotych myśli na koniec rozmowy

 
Opowiada Eugeniusz Niemczyk:  
  Dawniej obowiązywał czas powrotu na godzinę, na którą się umawiano, a dzisiaj są telefony i w każdej chwili można zmienić godzinę informując o tym.
Dawniej drzewa owocowe nie rosły przy każdym domu, dzieci często chodziły na tzw. szaber. Pewnego razu wybraliśmy się na jabłka do sadu dyrektora szkoły. Złapał nas i złoił tyłki linijką i laską. Dzisiaj nikomu nie są dziwne owoce, nawet nie ma chętnych do zerwania z drzewa.
W ogrodzie Sierpowskiego rosły brzoskwinie niespotykane w tych czasach, posesja ogrodzona płotem z kolcami ja rwę owoce brzoskwini a mój kolega Czesiek woła bo ktoś idzie a ja chcąc uciekać przebiłem rękę na kolczatym płocie, rana była wielka długo się goiła i dopiero Chirurg Lusiński mi ją wygoił był to 1951 rok.
Ostatni rok był bardzo obfity w owoce. Przydały się, co nie zjemy dokarmiamy nimi sarny, bażanty które spacerują po naszych działkach. Na działkach rośnie dużo samosiejek, które mają owoce, dzisiaj kto ma tylko dobre chęci - może nazrywać owoców i nikt ich nie goni.
Jabłka są słodkie i kwaśne na szarlotkę a orzechów włoskich zebrałem cały worek!
Teren Luszowic to działki, które nikt nie uprawia, same ugory i działki zarośnięte krzakami i tarniną.


OWOCE
     
Opowiada Rozalia Swerczek:  
  Dawniej przy domach nie sadzili drzew owocowych tylko kasztany, wiązy itp. żeby było gdzie uwiązać konia oraz żeby był cień dla zwierząt.
A teraz wspomnienia z wolnego czasu dawnych mieszkańców Luszowic.
Spotykali się pod Rzepisną na grze w karty od bardzo dawna, tradycja gry w karty pod Rzepisną istniała od bardzo dawna. Było to miejsce gdzie od dawien dawna spotykali się ludzie spacerowali z dziećmi dzieci jeździły z górki na nartach w zimie. Są to wspomnienia nas dorosłych z dawnych lat.
Jazda na sankach z kierownicą albo kierowcą z łyżwami obecnie ulicą Powstańców Warszawy czy Sierszańską to już tylko wspomnienia, było dużo dzieci, mało samochodów, brak telewizorów i komputerów mroźne zimy, jest co wspominać to były zabawy i nikt nie chorował.